
Szkolne lektury od lat w większości przedstawiają świat z perspektywy chłopców. Dziewczynki w kanonie często nie mają bohaterek, z którymi mogłyby się utożsamić. To wpływa na wyobraźnię i postrzeganie ról społecznych przez młodych czytelników. Polonistka Agnieszka Cegłowska Lepszy zauważa, że to błąd powielany od lat.
Szkolne lektury są tylko o chłopcach
Lista lektur, która obowiązuje w szkole podstawowej, od wielu lat ma tę samą podstawę. Wiadomo, co zmieni się rząd i tworzony jest nowy resort edukacji, to władze próbują jakoś to poruszyć, dodać coś, co sprawi, że będzie nowocześnie, bez zadęcia, ale też ponadczasowo.
To trochę złudne wrażenie, bo kiedy później mówi się o duże zmianie w kanonie lektur, okazuje się, że usunięto tylko 20 proc. czegoś, czego i tak uczniowie nie czytali. W tym kanonie, który obowiązuje obecnie, ale też był większą częścią poprzednich list lektur, jest jeden podstawowy problem. Otóż – większość z nich jest o tym, że światem rządzą chłopcy. To tak w dużym uproszczeniu.
Ostatnio na ten temat pojawił się obszerny wpis na Facebooku nauczycielki języka polskiego, Agnieszki Cegłowskiej Lepszy, która prowadzi konto Polski Rulez.
"Rozmawialiśmy z uczniami o tym, jaki to grzech popełniła Zosia – ta dziewczyna, co 'nikogo nie kochała'. Ledwie dziewiętnastoletnia, a już skazana na wieczne zawieszenie między ziemią a niebem. Bo nie kochała. Bo nie była żoną. Bo nie spełniła przypisanego jej przez świat scenariusza. Uśmiecham się gorzko, gdy o tym mówię czternastolatkom – Zosia z 'Pana Tadeusza' w tym samym wieku już jest 'gotowa do zamążpójścia'" – nakreśla polonistka.
W dalszej części wpisu powołuje się na książkę Aleksandry Korczak "Bezradne i romantyczne", w której również jest mowa o problemie, który widzi w kanonie lektur Cegłowska Lepszy, szczególnie jest to widoczne w lekturach klas IV-VIII.
Kobiety są bohaterkami pobocznymi
"Czytam i mam wrażenie, że ktoś wreszcie nazwał to, co od dawna czułam, ucząc tych samych lektur, które znałam z własnej szkoły. Korczak zwraca uwagę na nieobecność kobiet w kanonie – zarówno jako bohaterek, jak i autorek. Dziewczynki w polskiej szkole nie mają wzorców literackich, z którymi mogłyby się utożsamić.
Świetnym przykładem są 'Kamienie na szaniec', w której bohaterki pojawiają się epizodycznie, bez prawa głosu, mimo że historia zna nazwiska kobiet, które walczyły, ryzykowały, ukrywały, przenosiły meldunki i ratowały innych. A jednak w książce nie dostały swojego miejsca" – przywołuje przykład nauczycielka języka polskiego.
Zauważa też, że tu nie chodzi o to, by być przeciw mężczyznom, tylko o to, by jednak w kanonie i samej literaturze, z którą zapoznają się uczniowie, była zachowana równowaga. Obcowanie z literaturą bowiem kształtuje wyobraźnię, ale i poglądy przyszłego pokolenia. Jeśli ono widzi w książkach na lekcjach języka polskiego tylko miejsce dla chłopców, ich siły, marzeń i realizowania celów, zaczyna myśleć, że ten świat przepełniony patriarchatem jest normalny i zawsze taki był.
Polonistka trafnie zauważa: "Korczak nie pisze przeciw mężczyznom. Pisze za kobietami. Za ich prawem do bycia widzialnymi w przestrzeni, która kształtuje wyobraźnię kolejnych pokoleń. Zwraca uwagę, że jeśli w literaturze szkolnej kobiety są ciche, bierne lub nieobecne, to dziewczynki uczą się, że ich emocje, siła, wątpliwości – nie są warte zapisania. A chłopcy uczą się, że świat to scena, na której oni grają główne role".
Podkreśla też, że kanon lektur od lat właściwie nie przeszedł dużej przemiany, bo to wciąż wciskanie tam książek, które są ważne dla polskiej kultury i historii, ale w większości to dzieła stworzone przez mężczyzn i często – o mężczyznach. Brak tam kobiecego spojrzenia, pokazania, że my też mamy siłę, prawo walczyć o siebie i swoje racje.
"Dziewczynki nie mają więc z kim dorastać w literaturze. Nie mają wzorca, który pokazałby, że można myśleć, czuć, wybierać, popełniać błędy i iść dalej – będąc dziewczyną. I nie chodzi o to, by wykreślać klasykę, ale o to, by ją poszerzyć o inne spojrzenie, o kobiecą narrację, o różnorodność, która przecież lepiej odzwierciedla świat" – pisze Cegłowska Lepszy.
Przydałaby się równowaga
Fajnie byłoby, gdyby w kanonie pojawiły się książki napisane z kobiecej perspektywy, współczesne, bliższe doświadczeniom uczniów i uczennic. Nie chodzi o rewolucję ani o "wyrzucanie Mickiewicza", ale o otwarcie drzwi na inne głosy, które dotąd były zbyt ciche.
Bo jak zauważa wielu pedagogów, młodzież nie odrzuca lektur dlatego, że są za trudne, ale dlatego, że są im obce – mentalnie i emocjonalnie. Nie znajdują w nich siebie, swoich dylematów, współczesnych wartości ani pytań, które ich nurtują.
Dziś, w czasach, gdy tyle mówi się o równości, szacunku i różnorodności, kanon lektur nadal bywa zaskakująco jednorodny. Wciąż królują w nim bohaterowie, którzy walczą, giną, poświęcają się – najczęściej mężczyźni, w imię ojczyzny lub honoru. Brakuje natomiast historii o codzienności, emocjach, rodzinie, o dorastaniu dziewcząt.
A przecież to one mogłyby pomóc uczniom zrozumieć, że odwaga przybiera różne formy – nie zawsze ma mundur i szablę w dłoni. Być może nadejdzie moment, gdy polska szkoła uzna, że literatura to nie muzeum, lecz żywy organizm, który powinien się rozwijać razem z uczniami.
Bo jeśli dziewczynki wciąż będą uczyć się, że ich rola to milczeć lub czekać, aż ktoś je pokocha, a chłopcy – że tylko siła i walka dają wartość, to szkoła będzie powielać te same schematy, które świat próbuje dziś przełamać.
