Chłopiec trzyma się za głowę i masuje skronie
Trend z zabawą "Czerwone drzwi, żółte drzwi" nie jest tak groźny, jak by się mogło wydawać. fot. LENSLOGIC/ storyblocks.com

Nowa zabawa "Czerwone drzwi, żółte drzwi" budzi niepokój rodziców i nauczycieli. Dzieci wprowadzają się w trans, powtarzając słowa i masując sobie skronie, co według terapeutów może być niebezpieczne dla zdrowia. Eksperci uspokajają jednak, że to nie prawdziwa hipnoza, a raczej moda, która wymaga rozmowy i rozsądku.

REKLAMA

Niepokojąca zabawa wprowadzająca w trans

Dzieci i młodzież często ulegają trendom, które podpatrzyli w mediach społecznościowych, ale też i takim, które przekazują sobie między sobą. Część dzieciaków nie chce być wyśmiana i wyszydzona, inne ulegają presji rówieśniczej, a jeszcze inne po prostu nie zdają sobie sprawy, że niektóre działania mogą prowadzić do groźnych zdarzeń.

Teraz w sieci pojawiły się informacje o kolejnej niepokojącej modzie wśród dzieci i młodzieży. Zabawa nazywa się "Czerwone drzwi, żółte drzwi" i wg najmłodszych ma polegać na hipnotyzowaniu kolegów.

Osoby w nią grające powtarzają wyżej wymienione słowa w kółko, co ma wprowadzić gracza w trans. Przy tym osoba poddawana transowi ma masowane przez rówieśnika skronie, dzięki czemu gracz ma się rozluźnić i czekać aż pod powiekami w wyobraźni pojawi mu się korytarz i rząd kolorowych drzwi.

Jak podaje portal "Wysokie Obcasy", uczestnik gry musi wybrać któreś z kolorowych drzwi, a następnie zobaczy za nimi coś strasznego. Brzmi jak abstrakcyjna niegroźna zabawa, ale w mediach społecznościowych pojawiły się głosy młodych, którzy brali udział w takim przedsięwzięciu.

W komentarzach można było przeczytać opinie, że nie wierzyli w zabawę, dopóki ktoś z uczestników naprawdę nie został zahipnotyzowany. W relacjach, o których pisze portal, pojawiały się opisy strasznych rzeczy, które widzieli uczestnicy lub relacje z sytuacji, kiedy dzieci nie mogły wybudzić kolegi z transu. Ostrzeżenia o niebezpiecznym trendzie otrzymali m.in. rodzice uczniów ze szkół w Bydgoszczy.

Terapeutka: "Rodzice za bardzo panikują"

"WO" zapytały o opinię o zabawie terapeutkę psychoanalityczną, która zajmuje się hipnozą kliniczną. Ekspertka przyznała, że praktyki uczniów należy traktować z przymrużeniem oka, bo takim zachowaniem dzieci nie sprawią, że naprawdę ktoś wpadnie w hipnozę.

"Nie tak prosto jest wprowadzić człowieka w stan hipnozy. W kontekście tej zabawy zdecydowanie nie można mówić o hipnozie" – podkreślała Janina Sabat. Przyznała jednak, że sama zabawa może przynieść negatywne skutki. Miarowe i jednostajne, długie masowanie skroni oznacza bowiem uciskanie tętnicy skroniowej, co może powodować ból, tkliwość, a nawet zawroty głowy, zamroczenia i, w skrajnych przypadkach – utratę przytomności.

Zabawa stała się popularna w okolicach Halloween, ale nie oznacza to, że po tym dniu dzieci jej zaprzestaną. Dzieciaki w wieku szkolnym uwielbiają się bać, a taka zabawa związana poniekąd z magią i zjawiskami paranormalnymi jest dla nich zakazanym owocem, który oczywiście smakuje najlepiej. Terapeutka w swoim komentarzu zauważa jednak, ze rodzice w takich sytuacjach czasami za bardzo panikują:

"Wystarczy jedna informacja, by rozpętać medialną i społeczną psychozę. Oczywiście, dzieci trzeba chronić, gdy dzieje im się krzywda, natomiast zabawa w 'czary-mary' nie jest niebezpieczeństwem. Dorośli zapominają, że sami też wywoływali duchy" – mówiła Sabat.

Dodała, że dzieci muszą mieć przestrzeń na samodzielność i "głupie" zabawy – podobnie było we wszystkich poprzednich pokoleniach, które miały swoje "dziwne" zwyczaje i zabawy prowadzone po kryjomu przed dorosłymi.

Warto zwracać uwagę na to, w co dzieci i młodzież się bawią, rozmawiać z nimi o niebezpieczeństwach, ale również dać im przestrzeń na dorastanie. Niepokoić rodziców powinny trendy, które pochodzą np. z TikToka, bo one czasami prowadzą do tragedii, ale nie można demonizować wszystkich zabaw najmłodszych.

Źródło: portasamorzadowy.pl, wysokieobcasy.pl

Czytaj także: