
Dzisiejsi rodzice dorastali w świecie, w którym o emocjach się nie mówiło – teraz próbują to nadrobić nie tylko w samoopiece, ale również w wychowaniu swoich dzieci. Z troski o nie często przesadzają, tworząc pokolenie, które nie potrafi radzić sobie z trudnościami. Zaczynam żyć w świecie, w którym nadmierna empatia może być nową formą krzywdy.
Dzisiejsi rodzice wychowali się bez emocji
Dzisiejsi rodzice, wychowując dzieci, mają jednocześnie łatwiejsze i trudniejsze zadanie niż ich właśni rodzice. W latach 80. i 90. mało kto myślał o konsekwencjach kar – dzieci dostawały klapsy i często były zaniedbane emocjonalnie.
Czasy były takie, że większość dorosłych skupiała się przede wszystkim na zapewnieniu rodzinie bytu. Nie mówiło się o samoopiece, pracy z emocjami czy zdrowiu psychicznym, a świadomość rodzicielska była na zupełnie innym poziomie.
Dziś mamy znacznie większą wiedzę o tym, jak bardzo zaniedbanie emocji odbija się na psychice – często wiemy to także z własnego doświadczenia. Dzisiejsi rodzice słyszeli w domu, że nie mogą się mazgaić o byle co, że muszą być dzielni, silni i odważni.
Uczucia zamiatano pod dywan, umniejszano im, a teraz – jako dorośli – staramy się je odkopać, zadbać o swój dobrostan i często w terapii zaopiekować się swoim wewnętrznym dzieckiem, które kiedyś nie dostało tyle czułości i uwagi, ile potrzebowało. Te doświadczenia mają ogromny wpływ na to, jakim pokoleniem rodziców jesteśmy dziś.
Ostatnio przeczytałam o tym świetny wpis na instagramowym profilu naturalnie_blisko. Prowadzi go Julia Liśkiewicz – pedagożka, trenerka emocji, która w mediach społecznościowych dzieli się doświadczeniami i przemyśleniami na temat rodzicielstwa.
W jednym z ostatnich wpisów Liśkiewicz napisała: "Pokolenie emocjonalnej pustyni wychowuje pokolenie emocjonalnego powodzi". Opisała zjawisko, które zauważa od jakiegoś czasu wśród rodziców – tych, którzy za wszelką cenę chcą zadbać o wszystkie emocje swoich dzieci, odbierając im samodzielność. W ten sposób tworzą pokolenie tzw. płatków śniegu – dzieci, które nie potrafią poradzić sobie z trudnościami, podnieść się po porażce ani po prostu żyć.
Za bardzo dbają o uczucia swoich dzieci
Wszystko dlatego, że rodzice, którzy w dzieciństwie byli zostawieni sami sobie, dziś nie chcą tego samego dla swoich pociech i próbują wychować je zupełnie odwrotnie.
"Popadliśmy w całkowity zalew emocjonalności. Pod płaszczem akceptacji emocji, zaczęliśmy wychowywać dzieci, które nie umieją radzić sobie z dyskomfortem. Są takie naprawdę skrzywdzone, bo zostają bez przestrzeni, żeby po prostu żyć, bo muszą stale pytać siebie 'co ja teraz odczuwam?'" – napisała na Instagramie Liśkiewicz.
Dodała, że z powodu tego, iż emocje dzisiejszych rodziców były kiedyś umniejszane, teraz często przesadzają w drugą stronę, wychowując swoje dzieci. Zamiast uczyć akceptacji emocji, uczą je, jak ustawiać całe życie pod dyktando uczuć i jak za ich pomocą tłumaczyć wszystkie porażki.
W ten sposób nie uczymy odporności psychicznej – przeciwnie, tłumaczymy wszystko emocjami, unikając tym samym dyskomfortu. Mówimy dzieciom, że jeśli czegoś nie chcą, to nie muszą tego robić; powtarzamy, że mają prawo powiedzieć: „To dla mnie za trudne” – i tym samym uczymy zbyt wczesnego odpuszczania. To dobry kierunek, o ile nie jest przesadzony i nie tłumaczymy dyskomfortem wszystkiego, co niewygodne.
"Często w dobrej wierze, wiedzeni głodem z własnego dzieciństwa, uczymy dzieci zupełnego zalewania siebie emocjami – wychodzą z przekonaniem, że emocje = ja. Tymczasem emocje SĄ MOJE, a więc widać tutaj wyraźną nadrzędną pozycję jednostki, jej tożsamości, ponad odczuwanymi emocjami, które nawet językowo 'posiadamy'" – zaznacza pedagożka.
Powinniśmy przystopować w dbaniu o wszystko
To, co pisze Julia Liśkiewicz, jest niezwykle trafną obserwacją współczesnego rodzicielstwa. Pokazuje, jak bardzo wahadło wychowania potrafi wychylić się z jednej skrajności w drugą – od emocjonalnej pustyni do emocjonalnej powodzi. Dziś wielu rodziców z ogromną uważnością i empatią chce dać dzieciom to, czego sami nie mieli – czułość, akceptację, przestrzeń na emocje. I to jest piękne.
Ale jednocześnie warto pamiętać, że zadaniem rodzica nie jest usuwanie z drogi dziecka każdego kamyka, lecz nauczenie go, jak po tej drodze chodzić – nawet wtedy, gdy jest wyboista. Bycie "wystarczająco dobrym rodzicem" oznacza znalezienie równowagi między troską a wymaganiem, między zrozumieniem a stawianiem granic.
Dzieci potrzebują zarówno akceptacji swoich emocji, jak i siły, by radzić sobie z nimi w codzienności. To właśnie ta równowaga pozwoli wychować pokolenie, które będzie potrafiło czuć – ale też działać mimo trudnych uczuć.
