
Podróż samochodem bez zapiętych pasów to wciąż problem na polskich drogach, choć wydawałoby się, że świadomość społeczna jest już duża. Niektórzy tłumaczą się tym, że "dziecko nie chciało", zapominając, że bezpieczeństwo nie jest wyborem. Historia z taksówki pokazuje, jak lekkomyślność i brak wyobraźni mogą zagrażać życiu najmłodszych.
Żyjemy w czasach, w których wydawałoby się, że ludzie są już na tyle świadomi i poinformowani, że wiedzą, dlaczego np. przepisy drogowe nakazują zapinanie pasów wszystkim pasażerom. Dokładnie taka sama sytuacja jest z przepisem dotyczącym przewożenia dzieci w fotelikach samochodowych.
Podróż autem bez pasów bezpieczeństwa
Zdarzają się osoby, które mówią o tym, że w latach 90. dzieci jeździły bez fotelików i nikomu nic się nie działo. Zwykle jednak mówią tak ci, którzy nigdy nie spojrzeli w dane i statystyki wypadków w tamtych latach. Dodatkowo trzeba też powiedzieć o tym, że samochodów na drogach było wtedy dużo mniej i nie miały one takiego przyspieszenia, które dziś ma większość aut.
Słowem: kiedyś zagrożenie na drogach było mimo wszystko mniejsze, bo technologia motoryzacyjna nie była tak rozwinięta. Dziś nadal zdarzają się jednak osoby, które kwestionują te zasady bezpieczeństwa. Czasami z lenistwa, czasami z wygody, a jeszcze kiedy indziej z niewiedzy.
"Lubi pani swoje dziecko?"
O takiej sytuacji ostatnio w portalu Threads napisał użytkownik o nicku benzynowy_tata. "– Lubi pani swoje dziecko? – zapytałem pasażerkę gdy zobaczyłem, że jej na oko 4-letni syn stoi między przednimi fotelami. – Taak – odpowiedziała, podnosząc wzrok znad telefonu, nie rozumiejąc, dlaczego pytam. – To niech go pani zapnie w pasy, bo zahamuję gwałtownie i wyrżnie głową w podłokietnik. Będzie problem. Obrażona zaczęła zapinać dziecko w pasy. – Pani jest w pasach – mówiłem dalej – a dziecka pani nie zapięła? – Bo on nie chciał..." – czytamy w jego wpisie.
O siebie dba, a o dziecko już nie
Sytuacja jest o tyle szokująca, że kobieta sama sobie pasy zapięła, ale dziecko – o którego bezpieczeństwo powinna dbać przede wszystkim – zostawiła niezapięte. Argument o tym, że "nie chciało", gdyby doszło do wypadku, jest wręcz absurdalny. Z drugiej strony jako rodzic doskonale wiem, jak czasami podróżowanie z dziećmi bywa trudne.
Jak dziecko nie chce, to rodzic mu na to pozwala "dla świętego spokoju"
Sama doskonale pamiętam, jak moi synowie jeździli w fotelikach tyłem do kierunku jazdy, a każda dłuższa podróż była okupiona płaczem i krzykiem. Nigdy nie zdecydowałabym się na to, żeby pozwolić w tej sytuacji na przewożenie dziecka np. bez fotelika, ale rozumiem, że rodzicielska frustracja czasami może sprawić, że wpadniemy na taki pomysł.
Inna rzecz jest taka, że wielu rodziców zgadza się na takie rozwiązania dla tzw. świętego spokoju, o czym napisał jeden z komentujących: "Lazy parenting. Nie zapnę dziecku pasów (w tym wieku powinno być w foteliku, ale rozumiem taxi), dam pączka, bo nie lubi obiadu, nie umyję mu głowy, bo nie lubi wody, nie umyję zębów, bo się stresuje... Widziałam ostatnio tutaj film, jak ojciec trzyma dziecko, żeby umyć mu zęby, a komentarze pod tym były, że to przemoc. Przemocą jest zaniedbywanie podstawowych potrzeb dziecka, czyli jego higieny, zbilansowanej diety, rutyny snu i bezpieczeństwa, bo dziecko NIE CHCE. To po co rodzice?".
Stawianie granic to rola rodzica
To, co uderza w tej historii, to nie tylko lekkomyślność, ale też pewna zmiana w postrzeganiu roli rodzica. Coraz częściej dorośli, zamiast stawiać granice i egzekwować zasady, podporządkowują się emocjom dziecka – nawet w sytuacjach, które potencjalnie mogą być groźne dla bezpieczeństwa dziecka. Tymczasem bezpieczeństwo nie jest kwestią wyboru ani komfortu.
To obowiązek, który rodzic podejmuje, wsiadając z dzieckiem do samochodu. Dziecko może nie rozumieć, dlaczego musi siedzieć w foteliku czy zapinać pasy, ale to dorosły ma świadomość konsekwencji. Dlatego czasem rodzicielska miłość powinna oznaczać stanowczość – nawet jeśli kosztuje to kilka minut płaczu.
W takiej sytuacji bezpieczeństwo jest ważniejsze niż komfort i samopoczucie. Jako rodzic zawsze też uważam, że niezależnie od wieku dziecka, warto z nim rozmawiać i je przekonać do zmiany zdania. Czasami stanowczość, konsekwencja (w połączeniu z cierpliwością i rozmową), naprawdę zmieniają wiele.
