
Chwila radości z dziećmi na basenie skończyła się dla Yolandy Shipley upokorzeniem i złością. 32-letnia matka pięciorga dzieci została poproszona o opuszczenie brodzika w miejskim ośrodku w Sydney, gdy zaczęła karmić swoje siedmiomiesięczne niemowlę. Teraz kobieta oskarża ośrodek o dyskryminację i domaga się wyjaśnień od władz miasta.
Zaczęło się od rodzinnego wyjścia na basen
Yolanda Shipley chciała spełnić prośbę swojej sześcioletniej córki, która marzyła o urodzinach na basenie. Razem z całą rodziną wybrała się więc do Blacktown Leisure Centre Stanhope Gardens w Sydney.
"Postanowiłam, że nie będę wchodzić do wody, bo mam problemy z pewnością siebie, więc stałam tam, obserwując bawiące się dzieci. Ale one błagały mnie, żebym weszła do wody" – kobieta opowiada w rozmowie z news.com.au.
W końcu matka przełamała się i weszła z dziećmi do brodzika. Nie spodziewała się, że ta decyzja doprowadzi do sytuacji, o której będzie mówiła cała Australia.
"Nie pozwolono mi karmić w basenie"
Kiedy jej siedmiomiesięczne dziecko zrobiło się głodne, Yolanda usiadła w płytkiej wodzie, mając pod opieką również czteroletnią córkę. Zanurzona tylko do kolan, zaczęła karmić niemowlę piersią.
Wtedy zauważyła, że ratownik przygląda się jej z drugiego końca basenu. Po chwili podszedł i powiedział: "Musi pani wyjść z basenu, bo nie wolno w nim karmić".
Zaskoczona kobieta zapytała o powód. Usłyszała, że chodzi o obawy, iż "mleko może dostać się do wody" albo że dziecko "zwymiotuje mleko do basenu".
Prawo po stronie matek
W Australii prawo jednoznacznie chroni kobiety karmiące. Dyskryminacja ze względu na karmienie piersią – bezpośrednio lub pośrednio – jest nielegalna na mocy Ustawy o Dyskryminacji ze względu na Płeć z 1984 roku.
Jak podkreśla Australijskie Stowarzyszenie ds. Karmienia Piersią (Australian Breastfeeding Association), mleko matki nie stanowi żadnego zagrożenia biologicznego dla innych osób w wodzie.
Jednak Shipley usłyszała: "Taka jest nasza polityka. Przykro mi, ale będziesz musiała wyjść z basenu i nakarmić dziecko gdzie indziej".
Po krótkiej wymianie zdań rodzina postanowiła spakować rzeczy i opuścić ośrodek. Yolanda przyznała, że czuła się "zawstydzona i bezradna". W domu poczytała przepisy i upewniła się, że miała rację. Zadzwoniła więc do ośrodka, by wyjaśnić sprawę.
"Rozmawiałam z kierowniczką zmiany i opowiedziałam jej, co się stało. Powiedziała, że to po prostu taka polityka, że nie wolno karmić w wodzie ze względu na ryzyko skażenia. Próbowałam ją oświecić i przekazałam wszystkie informacje, które przeczytałam. Nie chciała tego słuchać. Ciągle mi przerywała i mnie zbywała" – relacjonuje matka.
Odpowiedź miasta: "Chodzi o bezpieczeństwo i higienę"
Po nagłośnieniu sprawy głos zabrał rzecznik Rady Miasta Blacktown. W oświadczeniu tłumaczył, że dziecko mogłoby się wyślizgnąć, napić wody z basenu lub zwymiotować mleko, co mogłoby stanowić zagrożenie dla innych. Jednocześnie podkreślił, że Rada Miasta Blacktown z dumą uczestniczy w programie "Breastfeeding Welcome Here" i "nie obowiązują żadne zasady ograniczające karmienie piersią".
Shipley nie zamierzała jednak odpuścić. Złożyła formalną skargę do komisji antydyskryminacyjnej i czeka na odpowiedź władz.
"To było bardzo trudne i naprawdę przygnębiające, że musiałam przez to przejść. Czytałam historie innych matek, które w przeszłości też przez to przechodziły i po prostu nie chcę, żeby ktokolwiek inny kiedykolwiek przez to przechodził ani czuł się tak jak ja” – powiedziała.
Dla niej ten dzień, który miał być świętem córki, stał się bolesną lekcją o tym, jak wiele wciąż trzeba zrobić, by normalizować karmienie piersią w przestrzeni publicznej.
Źródło: kidspot.com.au, news.com.au
