
W maleńkiej szkole podstawowej w Świeciechowie Dużym na Lubelszczyźnie wydarzyło się coś, czego nie udało się osiągnąć niemal nigdzie w Polsce – 100 procent uczniów będzie chodzić na edukację zdrowotną. Rodziców przekonali nie tylko nauczyciele, ale i miejscowy ksiądz polskokatolicki. Wbrew apelom biskupów o "wypisywanie dzieci z deprawujących zajęć" – tu nikt nie złożył rezygnacji.
Mała szkoła z wielkim wynikiem
Świeciechów Duży to niewielka wieś w gminie Annopol na Lubelszczyźnie. Uczy się tu zaledwie 44 uczniów, z czego 24 to dzieci z klas 4–8 – czyli te objęte edukacją zdrowotną. I to właśnie w tej szkole wydarzyło się coś, co można by uznać za "cud" w skali kraju: wszyscy uczniowie będą chodzić na ten przedmiot.
Katarzyna Szwed, dyrektorka szkoły, nie kryje dumy:
"Oczywiście, że się cieszę, bo to jest przedmiot, na którym dzieci dostaną treści, które im się w życiu przydadzą. Będą wiedzieć, jak dbać o swoje zdrowie" – powiedziała.
Warto dodać, że w całym województwie lubelskim tylko 27 proc. uczniów zdecydowało się uczestniczyć w edukacji zdrowotnej. W Świeciechowie – 100 proc. Jak to się stało?
Rodzice przekonani rozmową, nie strachem
Dyrektorka przyznaje, że kluczowe było spokojne, merytoryczne spotkanie z rodzicami, podczas którego szczegółowo wyjaśniono im wszystkie kwestie.
"Na spotkaniach wrześniowych nauczyciel, który uczy tego przedmiotu, przedstawił rodzicom cały program, powiedzieliśmy, jakie będą treści, uświadomiliśmy, że to nie jest nic strasznego, żeby nie słuchali tego, co jest w mediach. Rodzice po prostu tak do tego podeszli i żaden nie złożył oświadczenia o wypisaniu" – opowiada Szwed.
Nawet ksiądz zachwalał zajęcia
Wszystko wskazuje na to, że ogromną rolę w tej decyzji odegrał także proboszcz miejscowej parafii polskokatolickiej, ksiądz Marcin Dębski, który uczy w szkole religii. W czasie spotkania z rodzicami publicznie wsparł wprowadzenie zajęć.
"Ksiądz zabrał głos na spotkaniu z rodzicami i powiedział, że przecież na tych zajęciach będzie mowa o prawidłowym odżywianiu, bo dzieci mają różne problemy. Byłam pozytywnie zdziwiona jego słowami. Może dlatego tak powiedział, że ma córkę w pierwszej klasie" – powiedziała dyrektorka szkoły, Katarzyna Szwed.
Sam ksiądz Dębski tłumaczy to prosto:
"To było takie spontaniczne. Uważam, że to jest bardzo dobry przedmiot i jeśli będzie mądrze prowadzony, to będą tylko same korzyści".
Proboszcz nie ma wątpliwości, że edukacja zdrowotna to po prostu potrzebna wiedza o życiu.
"Poznałem podstawę programową tego przedmiotu i jestem naprawdę zadowolony, że takie lekcje się będą odbywały. Oczywiście my, starsi, pewne informacje na temat żywienia wynosiliśmy z domu. Ale jestem przekonany, że takie sprawy powinna przejmować też szkoła. Wielu rodziców niestety nie umie rozmawiać na tego typu tematy z dziećmi i cieszę się, że szkoła też się w to włącza" – mówi ks. Dębski.
Odnosząc się do krytycznego stanowiska Episkopatu Polski, który apelował o "niezgodę na systemową deprawację", ksiądz Dębski zachowuje zdrowy dystans.
"Żyjemy w takich czasach, w takim społeczeństwie, że ten model rodziny się zmienia. A czy nam się to podoba, czy nie, to jest kwestia zupełnie inna. Ten młody człowiek musi umieć rozpoznawać, co ma wokół siebie, żeby być tolerancyjnym człowiekiem. Temat seksualności wśród młodzieży też jest, tego się nie da uniknąć. A rodzice albo nie potrafią wielu rzeczy wytłumaczyć, albo nie chcą – przekonuje ks. Dębski" – tłumaczy.
Głos w sprawie zabrała także żona księdza, Renata Dębska, która tak skomentowała medialną nagonkę:
"Uczniowie mają u nas w szkole bardzo dużo zajęć ruchowych, także o bezpieczeństwie w sieci. Dzieci teraz spędzają czas przed komputerami czy telefonami, więc do różnych treści i osób docierają. Jak najbardziej taka edukacja zdrowotna też jest potrzebna".
Źródło: wp.pl
