
W Polsce dziecko w kryzysie psychicznym czeka na terapię średnio 265 dni. "Łatwiej jest sięgnąć po używki niż po realną pomoc" – mówi Joanna Paduszyńska, prezeska Fundacji Słonie na Balkonie. Zapytaliśmy ją, dlaczego system nie działa, jakie są tego konsekwencje i czy jest szansa na zmianę.
W ciągu ostatnich lat coraz częściej słyszymy o dzieciach i nastolatkach zmagających się z lękiem, depresją, autoagresją. Choć świadomość społeczna rośnie, system wsparcia psychicznego dla najmłodszych wciąż jest niewydolny. Dane są alarmujące – średni czas oczekiwania na terapię w Polsce wynosi 265 dni, czyli niemal dziewięć miesięcy! W tym czasie stan dziecka może się dramatycznie pogorszyć.
O tym, jak wygląda sytuacja dzieci w kryzysie psychicznym, rozmawiam z Joanną Paduszyńską, prezeską Fundacji Słonie na Balkonie.
Justyna Smolińska: Mam wrażenie, że coraz więcej dzieci potrzebuje dziś wsparcia psychicznego. Jak wyglądają statystyki? Joanna Paduszyńska: To prawda. Od pandemii obserwujemy stały wzrost liczby dzieci potrzebujących pomocy. WHO w najnowszym raporcie z września 2025 r. podaje, że aż 14 proc. nastolatków w wieku 10–19 lat zmaga się z zaburzeniami psychicznymi. Najczęstsze to lęki, depresje i zaburzenia odżywiania. Z raportu wynika też, że 1/3 zaburzeń zaczyna się przed 14. rokiem życia. My to widzimy na co dzień – im szybciej dziecko trafi do specjalisty, tym większa szansa na skuteczną pomoc. Czas ma tu kluczowe znaczenie. Warto pamiętać, że dziecko, które w młodym wieku otrzyma wsparcie, w dorosłości łatwiej sięga po terapię niż po używki. A to ogromna różnica dla całego życia.
J.S.: Skąd wynikają tak duże problemy z dostępem do specjalistów? J.P.: Z niewydolności systemu i z czasów, w jakich żyjemy. Świat pędzi, zmienia się technologia, a do tego mamy w tle konflikty, niepewność i presję. To wszystko odbija się na dzieciach, które chłoną emocje dorosłych jak gąbka. Potrzeba wsparcia jest dziś ogromna, a dostępność pomocy – znikoma. Dzieci trafiają do nas bardzo późno, często dopiero wtedy, gdy pojawiają się samookaleczenia, zaburzenia zachowania czy myśli rezygnacyjne. A przecież można temu zapobiec, gdyby pomoc była dostępna wcześniej.
J.S.: A co z prywatną terapią? Czy to lepsze rozwiązanie, kiedy nie możemy liczyć na pomoc z publicznych placówek? J.P.: Nie zawsze. W prywatnych gabinetach bywa szybciej, ale również tam trzeba czekać – szczególnie na wizytę u psychiatry dziecięcego. Na szczęście w ostatnich latach przybyło miejsc na specjalizacji, więc jest odrobinę lepiej niż jeszcze 10 lat temu. Wciąż jednak daleko nam do ideału. Warto też pamiętać, że nie każde dziecko potrzebuje farmakoterapii. Często wystarcza psychoterapia indywidualna, grupowa lub rodzinna i wsparcie środowiskowe – czyli współpraca ze szkołą, przedszkolem, rodzicami. To właśnie daje najlepsze efekty.
J.S.: Co można zrobić, żeby poprawić tę sytuację? J.P.: Kluczem jest inwestowanie w ludzi – terapeutów, psychologów, nauczycieli, którzy współpracują ze środowiskiem dziecka. Potrzebujemy dobrze działających zespołów terapeutycznych, które będą mogły reagować od razu, a nie po kilku miesiącach. Każdy tydzień zwłoki to ryzyko pogłębienia kryzysu. Jeśli dziecko pozostaje bez pomocy zbyt długo, jego emocje stają się coraz trudniejsze do udźwignięcia. A wtedy łatwiej sięgnąć po coś, co przyniesie natychmiastową ulgę – po alkohol, papierosy, dopalacze, samookaleczenia.
J.S.: Jakie są konsekwencje tego, że dziecko nie dostaje pomocy na czas? J.P.: Dziecko, które nie otrzymuje wsparcia, rozpada się emocjonalnie na kawałki. Traci poczucie bezpieczeństwa, nie potrafi regulować emocji, zamyka się w sobie. W kampanii „Uwaga, wrażliwe” pokazujemy to symbolicznie – wysłaliśmy do znanych osób porcelanowe figurki, które spędziły 48 godzin w podróży bez opieki. Większość dotarła do adresatów pokruszona, niektóre dało się skleić, inne już nie. To metafora dziecka pozostawionego samemu sobie. W Polsce dziecko czeka na terapię średnio 265 dni – to prawie dziewięć miesięcy! W tym czasie może wydarzyć się wszystko. Dlatego apelujemy o zmianę systemu i o to, by każda placówka miała realny dostęp do specjalistów. Nie możemy pozwolić na to, by dzieci czekały tak długo, bo niektóre z nich po prostu nie mają tyle czasu.
Fundacja Słonie na Balkonie
Zobacz także
