
Rodzice na grupach klasowych piszą o wszystkim – od ogłoszeń po absurdalne dyskusje. Powiadomienia i setki wiadomości wzmagają stres i FOMO, a wiele spraw można załatwić prywatnie. Jako cierpliwa mama przyznaję: czasami te grupy doprowadzają do białej gorączki.
Ostatnio w mediach społecznościowych MamaDu widziałam, że w komentarzach pod tekstem o e-dziennikach, rodzice prowadzili rozmowę o grupach dla rodziców. Jestem zdania, że takie grupy są przydatne. Dzięki nim łatwo szybko skomunikować się z innymi rodzicami uczniów czy przedszkolaków.
Rodzice piszą na grupie klasowej o wszystkim
Można tam wrzucać bieżące ogłoszenia, bo to szybsze niż logowanie się do Librusa, w przedszkolu sprawniejsze niż śledzenie ogłoszeń na tablicy informacyjnej. Prawda jednak jest taka, że takie grupy mogą pogłębiać FOMO, czyli lęk przed przegapieniem czegoś ważnego.
Jeśli ktoś nie ma w telefonie aplikacji e-dziennika, to zawsze łatwiej na Messengerze dowiedzieć się o odwołanej lekcji czy ustalić z innymi rodzicami wysokość składki na prezent z okazji Dnia Nauczyciela. Ale oprócz takich specjalnych sytuacji trzeba sobie powiedzieć szczerze, że grupy dla rodziców bywają złem koniecznym.
Jako mama, która w roku szkolnym ma na głowie nadmiar obowiązków, mogę śmiało powiedzieć, że powiadomienia z grup dla rodziców sprawiają, że cała się jeżę. Rozumiem, że czasami trzeba wspólnie ustalić, jaki prezent dać wychowawczyni albo do jakiej kwoty można kupić dzieciom prezenty na Mikołajki.
To decyzje, które warto podejmować wspólnie z rodzicami innych dzieci, choć ja uważam, że naprawdę część z tych decyzji śmiało może podjąć trójka klasowa i nie będę miała do nich pretensji. Ale bywa i tak, że na grupie rodzice piszą o różnych sprawach całkiem bez sensu.
Matki proszą o zweryfikowanie informacji od dziecka, że nie ma żadnej pracy domowej. Albo prowadzą przez godzinę dyskusję, czy przypadkiem nie trzeba było czegoś przeczytać. Dyskutują o tym, czy lepiej wychowawczyni na Dzień Nauczyciela dać album o historii sztuki, czy może pióro z grawerem i nie mogą dojść do porozumienia.
Setki wiadomości wzmagają w rodzicach FOMO
To są sprawy, o których nie każdy chce i musi czytać, a rodzice nie rozumieją, że warto byłoby to załatwić "na boku", czyli w prywatnej wiadomości. Przecież, jeśli napiszemy do kogoś bezpośrednio z pytaniem o zadane lekcje, łatwiej nam będzie uzyskać konkretną informację niż rzucać takie pytanie "w przestrzeń" do grupy osób, w której nikt nie poczuwa się do odpowiedzi.
Ponadto każdy z nas ma swoje życie: prywatne i zawodowe, i nie chce mi się wierzyć, że wszyscy rodzice mają w ciągu dnia czas, żeby czytać po 50 wiadomości w Messengerze na przeróżne tematy. A nadrabianie ich wszystkich wieczorem mija się już z celem, jeśli w międzyczasie jakieś kwestie zostały już ustalone.
Mnie osobiście te dziesiątki pikających wiadomości strasznie irytują i czuję się wtedy zobowiązana, żeby na nie odpowiadać, choć nie mam na to czasu, kiedy pracuję. To znowu prowadzi do frustracji, że ominą mnie jakieś ważne informacje związane z placówką dziecka.
A stąd już prosta droga do tego, że z powodu mojej "ignorancji" syn nie zrealizuje jakiegoś szkolnego zobowiązania. Wiem, że nie tylko mnie grupy rodzicielskie w mediach społecznościowych doprowadzają do białej gorączki.
