
"Mam dziecko i tego żałuję. Wiem, że to zdanie brzmi jak bluźnierstwo, ale ono we mnie siedzi. To moja codzienna, bolesna prawda, której nie mogę wyrzucić z głowy. Macierzyństwo miało być spełnieniem, a stało się dla mnie największym ciężarem życia" – napisała do nas Beata.
Mam dziecko i tego żałuję. Tak, odważę się to powiedzieć
"Mówili, że 'dziecko zmienia wszystko'. Ale nie powiedzieli, że zmienia na zawsze, a to, co znika, już nigdy nie wróci.
Kiedy myślę o sobie, tej sprzed lat, widzę wolną, szczęśliwą kobietę, śmiejącą się głośno z przyjaciółmi w restauracji. Dziś mam wrażenie, że ona odeszła na zawsze. Została zastąpiona kimś, kto nie pamięta już, czym jest cisza i która na każdym kroku rezygnuje z siebie, żeby przeżyć dzień.
Bajki kończą się na porodówce. Uśmiechnięta mama, słodkie niemowlę u boku, gratulacje, kwiaty i balony... W prawdziwym życiu zostaje płacz, nieprzespane noce i poczucie samotności tak gęste, że można się nim udusić.
"Moje największe szczęście"
Patrzę na koleżanki, które wrzucają do sieci zdjęcia swoich bobasów, podpisując je: 'Moje największe szczęście'. Nie wiem, czy to prawda, czy tylko pięknie opakowane kłamstwo. Ale ja tak wcale nie czuję.
Moje życie to nieustanny rytm karmień, przewijania, drzemek, płaczu, obowiązków i nieustannego poczucia, że nie jestem wystarczająco dobrą matką.
Żałować, że ma się dziecko – wiem, że to brzmi jak zbrodnia. Ale za każdym razem, gdy budzę się o trzeciej w nocy i słyszę ten płacz i krzyk, marzę, by zamknąć oczy i zniknąć na tydzień, na miesiąc... Marzę, by móc cofnąć czas. By uciec. By wyłączyć się z tego wszystkiego.
Nie żałuję istnienia mojego dziecka jako osoby, tylko żałuję siebie w tej roli. Żałuję życia, które przecieka mi przez palce. Żałuję wolności i oddechu bez odpowiedzialności.
Wiem, że zostanę osądzona
Piszę to, choć dobrze wiem, że zostanę oceniona. Pewnie wiele z was nazwie mnie 'wyrodną matką', 'egoistką', a może nawet 'potworem'. W środku jednak wiem, że nie jestem sama i że część z was na pewno czuje podobnie, tylko nie ma odwagi się do tego przyznać.
Mój list to nie jest spowiedź, tylko głośny krzyk do świata. Że macierzyństwo nie jest tylko lukrowanym obrazkiem z Instagrama. Czasem jest żałobą po sobie samej".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).
