
Wielu rodziców ostrzega dzieci przed "nieznajomymi", wierząc, że to najlepszy sposób, by chronić je przed zagrożeniem. Coraz więcej ekspertów mówi jednak, że takie podejście jest niebezpiecznie uproszczone i nie uczy najmłodszych realnego rozpoznawania ryzyka. Zamiast tego wymyślili pewien sposób, który pomoże rozpoznać, kim jest "bezpieczny dorosły", a kim "podstępna osoba".
Dlaczego "nieznajomi" to za mało?
Jedna z mam z Australii w swoim nagraniu na TikToku zwróciła uwagę, że "niebezpieczeństwo ze strony obcych" nie oddaje rzeczywistości.
"Myślę, że musimy zacząć odchodzić od wizerunku 'nieznajomego zagrożenia' i skupić się na tym, jak wygląda 'podejrzana osoba'" – podkreśliła użytkowniczka o nicku strivingdefense.
Według niej dziecko musi wiedzieć, jakie zachowania powinny budzić jego czujność – a nie tylko kojarzyć ryzyko z osobami, których nie zna.
"Bezpieczny dorosły nigdy nie poprosi dziecka o pomoc. Bezpieczny dorosły nigdy nie poprosi dziecka o zachowanie tajemnicy przed rodzicami… To podstępni ludzie" – tłumaczyła autorka nagrania.
Jej zdaniem to właśnie manipulacyjne prośby są sygnałem ostrzegawczym. I to niezależnie od tego, czy wypowiada je ktoś obcy, czy osoba dobrze znana rodzinie.
Głos ekspertki
Była detektyw ds. przemocy wobec dzieci, Kristi McVee, uważa, że ten temat jest bardziej złożony.
"Bezpieczni dorośli mogą prosić dzieci o pomoc i robią to, ale tego typu prośby nigdy nie narażą dziecka na niebezpieczeństwo, nie sprawią, że poczuje się ono zagrożone, ani nie będą wymagały od niego zachowania tajemnicy" – wyjaśniła w rozmowie z Kidspot.
Przykłady takiej manipulacji?
"Czy możesz mi pomóc znaleźć mojego szczeniaka?" albo "Czy pomożesz mi zanieść coś do samochodu?".
To sytuacje, w których intencja dorosłego powinna budzić niepokój.
"Zawsze powtarzałem moim dzieciom: każdy dorosły proszący dziecko o pomoc to sygnał ostrzegawczy. Dorośli szukają pomocy u innego dorosłego" – powiedział jeden z komentujących.
Zagrożenie najczęściej czai się blisko domu
Statystyki są brutalne – większość przypadków nadużyć wobec dzieci nie dotyczy obcych, lecz osób znanych, często z rodziny lub bliskiego otoczenia.
"Niebezpieczeństwo ze strony obcych naprawdę wyrządziło wiele szkód. Statystycznie rzecz biorąc, jest to członek rodziny lub przyjaciel" – pisał jeden z komentujących pod nagraniem.
Dlatego eksperci podkreślają, że kluczowe jest uczenie dzieci rozpoznawania nie osób, lecz zachowań.
Nauka świadomości zamiast strachu
Kristi McVee zaznacza, że rozmowy o bezpieczeństwie powinny być prowadzone w sposób dostosowany do wieku dziecka.
"Bezpieczni dorośli dają dzieciom poczucie sprawczości, wypełniając obowiązki dostosowane do ich wieku; podstępni ludzie starają się wykorzystać ich niewinność lub chęć niesienia pomocy, stwarzając sytuacje prowadzące do izolacji lub niewłaściwego kontaktu".
Najlepsze efekty przynosi nauka świadomości własnego ciała, jego autonomii i prawa do mówienia "nie" w każdej sytuacji, która budzi dyskomfort.
Moje przemyślenia
Kiedy czytam takie historie, myślę o tym, jak bardzo wpojono nam – dzieciom lat 80. i 90. – że trzeba bać się "obcych". Tymczasem zagrożenie często czai się w znajomych twarzach. Uczymy dzieci, by były grzeczne, posłuszne, by ufały dorosłym. A przecież właśnie tu kryje się największe ryzyko.
Dla mnie lekcja jest prosta: nie uczmy dzieci bać się ludzi, uczmy je rozpoznawać i ufać własnym odczuciom. Jeśli ktoś sprawia, że czują się źle, nieważne czy to wujek, sąsiad czy nauczyciel – mają prawo powiedzieć "nie" i zwrócić się o pomoc. To najważniejsza tarcza, jaką możemy im dać.
Źródło: nypost.com
