mama z małym dzieckiem w górach
Wakacje w górach z bardzo małymi dziećmi mijają się z celem, jeśli chcemy chodzić po szlakach. fot. Filmed/storyblocks.com

Wydawało nam się, że wakacje w Bieszczadach z niemowlakiem i dwulatkiem to świetny pomysł. Szybko okazało się, że góry i małe dzieci to trudne połączenie. Zamiast wędrować po szlakach, spędziliśmy 10 dni... na podwórku agroturystyki.

REKLAMA

Miały być sielskie wakacje na górskich szlakach

Kiedy ktoś mnie dziś pyta, czy warto jechać w góry z bardzo małymi dziećmi, odpowiadam bez wahania: nie. Mówię to z pełnym przekonaniem, bo sama przekonałam się o tym boleśnie.

Było lato, piękne słońce, a my – młodzi, pełni entuzjazmu rodzice – zapakowaliśmy w samochód 3-miesięcznego niemowlaka, energicznego 2-latka, chustę do noszenia i wózek. Kierunek: Bieszczady, więc byłam pewna, że łagodne pagórki to nie Tatry, więc 2-latek pohasa po łąkach, pójdziemy na jakiś lekki szlak.

W planach – spacery po szlakach, pikniki z widokiem, rodzinne zdjęcia na tle połoniny. W rzeczywistości – 10 dni spędzonych... na podwórku wiejskiej agroturystyki.

Okazało się, że szlaki górskie i wózek to duet, który po prostu się nie uda. Chusta pomaga, ale tylko przez chwilę – bo niemowlak chce jeść, trzeba go przewinąć, a starszak nagle postanawia, że nigdzie dalej nie idzie. Mąż po dwóch dniach żałował wyjazdu, a ja udawałam optymizm, chociaż w środku miałam ochotę spakować się i wrócić do domu.

Owszem, 2-latek miał energię. Ale energię do biegania po płaskim podwórku, nie do wspinania się na szczyty. Każda próba wyjścia w góry kończyła się po kilkuset metrach. Albo ktoś się nudził, albo marudził, albo chciał na ręce. My – zamiast podziwiać widoki – podziwialiśmy wiejską huśtawkę i kury sąsiada.

Mierzcie siły na zamiary

Teraz kiedy chłopcy kończą przedszkole, wreszcie zaczynamy faktycznie chodzić po Bieszczadach. Powoli, na krótsze trasy, z plecakami pełnymi przekąsek i z przerwami na wszystko, co przyjdzie im do głowy.

Na wymagające szlaki, jak te w Tatrach, jeszcze długo poczekamy. Bo góry to nie jest miejsce "na zaliczenie" – trzeba mieć siłę, chęci i minimum samodzielności.

Patrząc wstecz, myślę, że tamten pierwszy wyjazd był po prostu za wcześnie. Dla nas to była frustracja, dla dzieci – nuda. Dziś wolę powiedzieć rodzicom wprost: jeśli wasze marzenie o górskich wakacjach kłóci się z realiami, np. wiekiem waszych dzieci, lepiej poczekajcie. Góry nie uciekną, a wy unikniecie rozczarowania.

Bo choć w teorii brzmi to pięknie, w praktyce urlop z maleństwem i dwulatkiem w górach to raczej survival niż odpoczynek. I mówię to ja – ta, która kiedyś myślała, że "z dziećmi da się wszystko".

Czytaj także: