młodzi ludzie z telefonem
DND to nie panaceum, ale może być początkiem. fot. Pexels.com

Szczerze? Nie spodziewałam się, że nauczę się czegoś o cyfrowym minimalizmie od pokolenia, które spędza życie na TikToku. A jednak właśnie pokolenie Z pokazało mi, że ta opcja w telefonie to nie ucieczka od świata – to akt dbania o siebie. Zrozumiałam, że to nie fanaberia – to cyfrowe koło ratunkowe.

REKLAMA

Kiedy telefon staje się wrogiem

Pamiętam czasy, gdy dźwięk wiadomości na Gadu-Gadu był najpiękniejszym dźwiękiem dnia. Gdy nowa wiadomość na NK, a potem na Facebooku wywoływała dreszcz emocji. Kiedy smartfony weszły do naszej codzienności, byłam pierwsza w kolejce.

Aplikacje, notyfikacje, grupowe czaty – wszystko to było na wyciągnięcie ręki. I tak, przez lata byłam absolutnie online. Tyle że dziś... mam już tego serdecznie dość.

Telefon zaczął mnie naprawdę męczyć. Gdy dźwięk powiadomienia wyrywa mnie z koncentracji, a alert Slacka miesza się z wiadomością z facebookowej grupy, czuję jakby ktoś wbijał mi szpile w mózg.

Nie radzę sobie z taką ilością bodźców. Chcę ciszy. Chcę przestrzeni. Chcę... trybu: "Nie przeszkadzać".

Pokolenie Z daje dobry przykład

Trafiłam ostatnio na ciekawy artykuł w Huffington Post o tym, że pokolenie Z coraz częściej świadomie korzysta z funkcji DND (Do Not Disturb) – przez cały dzień. Młodzi ludzie, pozornie uzależnieni od scrollowania, coraz częściej wybierają spokój.

Nie chcą, by telefon rządził ich rytmem dnia. Wyłączają powiadomienia, nie odbierają połączeń, sami decydują, kiedy odpowiadają na wiadomości.

Brzmi jak science fiction? Dla mnie też. Ale jednocześnie brzmi jak marzenie.

Czas stoczyć własną wojnę z rozproszeniem

Statystyki mówią jasno – po każdym rozproszeniu potrzebujemy średnio 23 minut, by wrócić do przerwanej czynności. 23 minuty! Ile razy dziennie ktoś do mnie pisze? Ile razy telefon zawibruje, mrugnie, zaświeci?

Wieczorami czuję, jak po całym dniu, mam przeładowany mózg. Jeśli tryb DND jest sposobem na to, by wrócić do siebie – to jestem gotowa spróbować.

Granice to nie egoizm – to troska

W tekście z Huffpost cytowana jest Madeline, 21-letnia studentka i influencerka, która mówi wprost, że tryb "Nie przeszkadzać" pomaga jej nie tylko skupić się na nauce, ale też... chronić swój spokój.

I ta myśl jest dla mnie rewolucyjna. Przez lata uczono mnie, że trzeba być dostępnym. Że nie wypada nie odebrać telefonu. Że "jak nie odpiszesz, to ktoś się obrazi".

Tylko że cena tej dyspozycyjności to coraz częściej rozdrażnienie, frustracja i brak czasu dla siebie. Dlaczego nie mogę odłożyć telefonu na bok? Dlaczego nie potrafię powiedzieć: teraz mnie nie ma?

Pokolenie Z idzie jeszcze dalej – niektórzy świadomie rezygnują ze smartfonów i wracają do telefonów z klapką. Czytają książki, spędzają czas w parkach, ograniczają aplikacje i uczą się cyfrowej ascezy. Kiedyś nazwałabym to dziwactwem. Dziś? Uznaję to za akt odwagi.

Bo trzeba mieć odwagę, żeby powiedzieć: nie potrzebuję być ciągle dostępna. Trzeba mieć odwagę, by nie sprawdzać co minutę, czy ktoś "polubił" moje zdjęcie, czy ktoś napisał "hej". Trzeba mieć odwagę, by być tu i teraz.

Źródło: huffpost.com

Napisz do mnie na maila: anna.borkowska@mamadu.pl
Czytaj także: