cesarskie cięcie
Lekarz z luksusowej kliniki upokorzył mnie podczas porodu. Tak się nie mówi do nikogo. fot. Pixabay.com

W jednej z najdroższych klinik w mieście, wśród zapachu lawendy i białych fartuchów, wydarzyło się coś, co nigdy nie powinno się zdarzyć nigdzie. Lekarz prowadzący ciążę, który znał mnie od miesięcy, zignorował mój krzyk bólu podczas cesarskiego cięcia i rzucił zdanie, które do dziś brzmi w mojej głowie. Jeśli nawet w prywatnym szpitalu kobieta nie może liczyć na szacunek – to gdzie?

REKLAMA

"Nie chciała pani przeć" – czyli jak systemowy brak empatii trafia nawet do prywatnych sal operacyjnych

Nie byłam przypadkową pacjentką z izby przyjęć. Nie byłam anonimową kobietą z listy. Zapłaciłam krocie za "prowadzenie ciąży VIP". Naprawdę zaufałam. Przychodziłam na każde USG, słuchałam zaleceń, nie zadawałam zbyt wielu pytań, bo ufałam autorytetowi.

A w decydującym momencie – gdy poczułam fizyczny ból – usłyszałam od swojego lekarza:

"Nie chciała pani przeć, to teraz tak jest".

Nie wiem, co bolało bardziej – szarpanie w trzewiach czy ten komentarz. Ale wiem jedno: to nie powinno się zdarzyć. Nigdy. Nigdzie.

Cesarka to nie kaprys. To operacja

Mit "łatwej cesarki" ma się w Polsce doskonale. Wciąż traktuje się ten zabieg jak kaprys pacjentki – coś między manicure'em a wybielaniem zębów. A przecież to poważna operacja. Z ryzykiem. Z bólem. Z dochodzeniem do siebie przez tygodnie, a czasem nawet miesiące.

Tym bardziej niepojęte jest, że ten sam lekarz, który wcześniej bardzo dokładnie tłumaczył mi, że moje dziecko się nie obróciło i że cesarka to jedyne wyjście – w decydującym momencie rzuca sarkazm, który chyba bardziej pasuje do sali sądowej niż porodowej.

"Nie chciała pani przeć". A co miałam zrobić?

Przecież to nie był mój wybór – to była decyzja medyczna. Poważne wskazanie do zabiegu. Dodam tylko, że to nie był przeciążony szpital publiczny. To była prywatna klinika z klimatyzacją, dziełami sztuki na ścianach i kryształowymi żyrandolami.

Mówili o "naturalnym pięknie porodu i kobiecej sile". A jednak wystarczył jeden lekarz, jedno zdanie, by cała ta otoczka rozpadła się jak dekoracja z kartonu.

Bo empatii nie da się kupić, a szacunku nie gwarantuje wysoki rachunek. Niestety, jak się okazało, trauma nie omija sal, w których pachnie eukaliptusem.

Przestańmy romantyzować ból i zawstydzać kobiece wybory

Ten komentarz – "nie chciała pani przeć" – to nie był tylko brak taktu. To było oskarżenie. Przemycona pogarda dla kobiety, która "nie przeżyła porodu jak trzeba". Która – być może – nie spełniła wyobrażeń lekarza o tym, jak powinna "rodzić prawdziwa matka".

To nie tylko absurd. To przemoc. Nie każda kobieta może rodzić siłami natury. Nie każda chce. Każda z nas ma prawo do porodu, który będzie bezpieczny – fizycznie i emocjonalnie. Bez ocen. Bez komentarzy. Bez karcących spojrzeń zza chirurgicznej maseczki.

Nie musisz znosić wszystkiego. Nawet w najdroższej klinice

Ten felieton nie jest tylko o mnie. To historia wielu kobiet. Bo podobne zdania padają na różnych salach – państwowych i prywatnych. I zawsze ranią tak samo.

Jeśli kiedykolwiek usłyszałaś podobne słowa – nie jesteś przewrażliwiona. Nie przesadzasz. Masz prawo czuć złość. Masz prawo, tak jak ja, głośno opowiadać swoją historię. I pragnąć zmiany.

Bo być może dzięki temu jakaś kobieta poczuje się mniej samotna. Albo – kto wie – może ktoś inny się w końcu opamięta.

Napisz do mnie na maila: anna.borkowska@mamadu.pl
Czytaj także: