Dzieci skaczą po łóżku "w gościach"
Kiedy odwiedzamy znajomych, moje dzieci muszą stosować się do pewnych zasad. fot. Tima Miroshnichenko/Pexels

Nie pozwalam moim dzieciom robić wszystkiego, tylko dlatego, że "są jeszcze mali" i z tego tytułu można im więcej w czyimś domu. Kiedy jesteśmy u kogoś "w gościach", obowiązują nas zasady, które wyznaczają gospodarze. Bo szacunek do cudzego domu i cudzych granic to coś, czego chcę ich nauczyć na równi z mówieniem "proszę" i "dziękuję".

Daj napiwek autorowi

Nie pozwalam dzieciom na wszystko u znajomych

Jestem mamą dwóch żywiołowych przedszkolaków. Chłopcy są wszędzie – szybko się ekscytują, szybko nudzą, a jeszcze szybciej wpadają na pomysły, które w ich głowach są świetne, ale... niekoniecznie można je realizować w czyimś domu, kiedy jesteśmy "w gościach".

Gdy więc wybieramy się z wizytą do znajomych z dziećmi, mam swoje zasady, które dzieci doskonale znają i wiedzą, że są granice, których nie mogą przekraczać. Jasne, nie da się przewidzieć każdej sytuacji, ale nie wyobrażam sobie mówić: "To przecież tylko dzieci" i pozwalać im robić, co chcą, bo przecież "oni się tylko bawią".

Jestem zdania, że w cudzym domu obowiązują pewne zasady, a ja nie chcę, żeby moje dzieci były tymi, po których wizycie ktoś odetchnie z ulgą. Albo już nigdy więcej nie będzie chciał się ze mną spotkać, bo mam takie "szatańskie" dzieci.

5 zabronionych rzeczy "w gościach"

Oto pięć rzeczy, których zabraniam dzieciom, będą u znajomych (nawet tych, którzy też mają dzieci).

1. Nie zaglądamy do cudzej lodówki

Może się to wydawać drobiazgiem, ale dla mnie to absolutny brak taktu – dziecko otwierające lodówkę gospodarzy i pytające, co mogą zjeść albo czy jest lód. Tłumaczę chłopcom, że jeśli są głodni, mówią mi – a nie przeszukują kuchnię, jakby byli u siebie.

Uwierzcie, takie zachowanie u 3-4-latka to w sumie nic dziwnego, bo maluch jeszcze nie zna wielu zasad społecznych. Jeśli ktoś mówi: "Częstujcie się i czujcie, jak u siebie", to nie znaczy, że mamy korzystać z tego dosłownie.

To, czym mamy się częstować, jest zwykle zaserwowane na stole i wcale nie oznacza otwartej drogi dla dziecka, by grzebało komuś w lodówce. Goście, a zwłaszcza dzieci, powinny wiedzieć, że są w cudzym domu i obowiązuje ich większy szacunek do przestrzeni.

2. Sypialnia to nie pokój zabaw

Kiedy już o przestrzeni mówimy, to jest coś jeszcze ważniejszego niż lodówka. Moi chłopcy mają radar na zamknięte drzwi – jak coś jest poza zasięgiem, od razu tam ich ciągnie. Ale uczę ich, że sypialnia gospodarzy to prywatna przestrzeń.

Jeśli drzwi są zamknięte – nie wchodzimy. Jeśli są otwarte – pytamy, czy można. Nie bawią się na cudzym łóżku, nie robią z pościeli bazy.

Tak samo jak nie chciałabym, by ktoś przychodził do nas ze swoimi dziećmi i właził mi z buciorami do przestrzeni, która jest intymna, a przede wszystkim jest dla mnie miejscem odpoczynku i wyciszenia.

3. Nie bawimy się tym, czym ktoś nie chce się dzielić

Wielu rodziców mówi dzieciom: "Podziel się!" i wg zasad dobrego wychowania należałoby być uprzejmym i się podzielić. Ale prawda jest taka, że nie każda zabawka musi być wspólna, a dziecko wcale nie musi się dzielić.

Jeśli dziecko gospodarzy mówi: "Tego nie ruszaj", "To moja ulubiona gra, boję się, że się zniszczy" albo "Tym się nie bawię z innymi" – moi chłopcy mają to uszanować. Kiedy ktoś przychodzi do nich, też mają prawo odmówić, bo dla mnie takie przyzwalanie na wszystko to trochę przekraczanie granic dziecka.

A przecież ono też ma prawo odmówić dzielenia się i może z czymś nie czuć się komfortowo. Uczę synów, że odmowa to nie obraza. To prawo każdego do stawiania granic. I że można się bawić innym zestawem klocków bez dramatów.

4. Słuchamy dorosłych, nie tylko mamy

Jeśli gospodarz mówi: "Nie skaczcie po kanapie" albo "Nie jedzcie w pokoju", to nie ma znaczenia, że w naszym domu wolno to robić. Uczę dzieci, że w cudzym domu obowiązują cudze zasady i jako goście musimy się do nich dostosować.

I że nawet jeśli mi się coś wydaje przesadą, to nie komentuję tego przy dzieciach. Chłopcy muszą wiedzieć, że gościnność to nie tylko prawo do bycia przyjętym, ale obowiązek dostosowania się z szacunkiem.

5. Nie komentujemy cudzych wyborów

Wiem, jak szczere potrafią być dzieci. Ale szczerość to nie zawsze uprzejmość. Jeśli coś im nie smakuje – mogą to powiedzieć dyskretnie, nie krzycząc "Bleee, niedobre!".

Wystarczy powiedzieć, że mu nie smakuje i nie chce jeść. Jeśli coś wygląda inaczej niż u nas – to nie powód, żeby się dziwić albo śmiać. Tłumaczę im, że różnorodność jest normalna, a cudzy dom to nie miejsce na oceny.

Kiedy chodzę z dziećmi w odwiedziny do rodziny i znajomych, nie zawsze jest idealnie. Czasem muszę interweniować, czasem przypomnieć szeptem, czasem po powrocie do domu pogadać, co poszło nie tak.

Ale trzymam się tych zasad wymienionych wyżej i powtarzam je synom jak mantrę, bo one nie dotyczą sztywnego wychowania, tylko uczą szacunku do innych ludzi i ich przestrzeni.

Dzieci nie rodzą się z tą wiedzą i poprzez wychowanie uczą się zasad funkcjonowania w społeczeństwie, więc trzeba im te zasady tłumaczyć. Nie można wymagać od kilkulatka, że wszystko będzie robił jak w zegarku albo niczym robot.

Ale nie można też pozwolić, by dziecko "weszło nam na głowę", więc nauka dobrych manier i zasad kultury jest niezbędna. I nie ma się czego wstydzić, bo stawianie granic "w gościach" to jeden z elementów nauki życia w społeczeństwie.

A wy macie jakieś swoje zasady, idąc w odwiedziny z dziećmi? A może z którąś z moich zasad się nie zgadzasz? Napisz mi o tym: martyna.pstrag-jaworska@mamadu.pl lub: mamadu@natemat.pl.
Czytaj także: