
Całe szkolne zło to wina nauczycieli? Tak to często wygląda z perspektywy niektórych rodziców. Nauczycielka, która właśnie kończy wychowawstwo, nie chce na pożegnanie kwiatów ani prezentów – tylko zrozumienie i szacunek. W poruszającym mailu opowiedziała o latach pracy, w której zamiast współpracy często spotykała się z roszczeniami i brakiem wsparcia.
Całe szkolne zło to wina nauczycieli
Bierzcie sobie te kwiaty, czekoladki i podarunki. Naprawdę. Dziękuję, ale nie potrzebuję tego wszystkiego. Bo ja jako nauczyciel na koniec tego roku wolałabym coś innego – zrozumienie. Może trochę wdzięczności. A najbardziej – odrobinę ludzkiej życzliwości.
Kończę właśnie swoją drogę jako wychowawczyni 8 klasy. Wypuszczam spod swoich skrzydeł uczniów, którzy nieco dorośli przy mnie i z którymi byłam przez kilka ostatnich lat. To były lata nie tylko nauki, klasówek, wycieczek i rozmów z dziećmi. To były też lata tłumaczenia się z każdej decyzji, każdej uwagi, każdego zadania domowego. Lata stania pod ścianą, kiedy znowu ktoś przyszedł z pretensją – bo ocenę postawiłam za niską, bo dziecko miało zły dzień, bo powiedziałam coś za ostro, bo nie zareagowałam wystarczająco szybko, bo zareagowałam za mocno.
Byłam tą złą, kiedy przypominałam o obowiązkach. Byłam niewystarczająco empatyczna, kiedy mówiłam, że trzeba się uczyć systematycznie. Byłam przesadnie wymagająca, kiedy mówiłam, że nie wszystko da się załatwić telefonem do wychowawczyni o 22:00.
Oddaję pracy serce, które rodzice depczą
Wiecie Państwo, ja naprawdę dawałam z siebie wszystko. Przychodziłam do szkoły z pomysłami, z energią, z sercem na dłoni. Dla uczniów – zawsze. Ale kiedy po raz kolejny słyszałam, że to przeze mnie dziecko nie ma motywacji, że to ja coś zaniedbałam, że nie umiem uczyć – zaczęło mi się robić ciężko. Bo ja nie jestem od tego, by za wszystkich wszystko załatwiać. Szkoła to nie punkt usługowy, a nauczyciel to nie pracownik na każde zawołanie.
Rodzice często narzekają, że szkoła nie wspiera ich dzieci. Ale czy oni wspierają szkołę? Czy stoją po stronie nauczycieli i są otwarci na współpracę, kiedy trzeba porozmawiać i coś wspólnie rozwiązać? Czy tylko wtedy, gdy trzeba napisać skargę? Nie, nie jestem bezbłędna. Ale jestem człowiekiem. I jestem zmęczona tym, że ciągle muszę się tłumaczyć, bronić, udowadniać, że mam dobre intencje. Tym, że ciągle słyszę: "To pani wina", a rzadko "Co możemy razem zrobić?".
Dlatego na koniec proszę: zanim przyjdziecie z pretensjami do kolejnej nauczycielki, pomyślcie, czy naprawdę zrobiliście wszystko, by pomóc swojemu dziecku. Czy rozmawiacie z nim, czy słuchacie, czy wspieracie i czy jesteście obecni. Bo wychowanie to nie tylko zadanie szkoły. A właściwie to bardziej rola rodziców, w której szkoła może tylko wspierać. To wspólna sprawa – rodziców i nauczycieli. A jeśli macie ochotę coś podarować na koniec roku – niech to będzie dobre słowo. Czasem wystarczy jedno: "Dziękuję".
