Osiedle bloków.
Mieszkając w bloku, należy z szacunkiem traktować innych sąsiadów, np. zachowując ciszę. fot. Stanislaw Bielski/REPORTER/EastNews
REKLAMA

Brak spokoju nawet we własnym mieszkaniu

Hejt na dzieci w naszym społeczeństwie trwa w najlepsze i ma się naprawdę dobrze. Nie bierze się on jednak z powietrza, ale często wynika z tego, że ludzie po prostu widzą różne sytuacje, w których to rodzice zawodzą. Wiele matek i ojców jest przytłoczonych rodzicielstwem, brakiem pomocy, a część jest po prostu leniwa i pozwala robić swoim dzieciom wszystko, na co mają chęć.

Nie mam zamiaru tu nikogo tłumaczyć, bo część rodziców faktycznie ma na sobie zbyt wiele obowiązków i czasami nie wyrabia się na zakrętach. Są jednak i tacy, którzy po prostu mają gdzieś zwracanie dzieciom uwagi i stawianie granic i pozwalają im na wszystko, w imię spokoju. O pewnej sytuacji dotyczącej rozbrykanych dzieci sąsiadów napisała na Threads użytkowniczka o nicku splotkara.

"Siedzę znów w stoperach w domu, oglądać się nic nie da, słuchawki muszę kupić, nie sądziłam, że będą mi konieczne do normalnego funkcjonowania we własnym domu. Pode mną jest gorzej niż w przedszkolu, ciągłe wrzaski, bieganie, skakanie i łomot. Podłoga drży. Ojciec wyzywa po zwróceniu uwagi. Kiedyś to było nie do pomyślenia, ludzie już nie tłumaczą dzieciom, że w mieszkaniu się nie biega? Jest piękna pogoda i zamiast wypuścić dzieci też i dla zdrowia, to zatruwają życie wszystkim dookoła..." – pisze kobieta.

Winni są rodzice

I pod jej postem pojawiło się kilka komentarzy, że znowu hejt na rodziców i dzieci. Że dzieci nie są niczemu winne i ich zachowanie jest przecież takie, jak być powinno w ich wieku. Ktoś jednak zwrócił słusznie uwagę, że to nie jest wina dzieci, które być może się nudzą, a w domu czują się bezpiecznie, wiec pozwalają sobie na przekraczanie granic w każdy możliwy sposób.

Tu akurat problemem są rodzice, którzy nie uczą dzieci, że mieszkając w bloku, nie można pozwolić sobie na wszystko: głośną muzykę, krzyki, tupanie całymi dniami, jeśli mamy pod sobą sąsiadów. Należałoby uczulać, że są w mieszkaniach wokoło sąsiedzi, którzy czasami też potrzebują ciszy i spokoju. Taka nauka to okazywanie szacunku innym. Autorka wpisu zauważyła w komentarzach, że ta rodzina przeszkadza również innym mieszkańcom bloku, także takim, którzy też mają dzieci.

Zaznacza, że inni sąsiedzi z małymi dziećmi jakoś potrafią zachować ciszę i spokój i z szacunkiem odnosić się do innych mieszkańców bloku, tylko ta jedna rodzina sprawia kłopoty. Ostatecznie w całej tej sytuacji nie chodzi o to, by przerzucać winę na dzieci czy podsycać niechęć wobec rodziców, ale o przypomnienie, że życie we wspólnocie wymaga wzajemnego szacunku i podstawowych zasad współżycia.

Dzieci mają prawo do radości i zabawy, ale to na dorosłych spoczywa odpowiedzialność za to, by uczyli je, gdzie kończy się ich swoboda, a zaczyna prawo innych do spokoju. Jeśli tego zabraknie, rosną nie tylko problemy sąsiedzkie, ale też frustracja, która niepotrzebnie przeradza się w niechęć do najmłodszych. A przecież nikt rozsądny nie chciałby, by dzieci dorastały w świecie pełnym wzajemnej wrogości zamiast w świecie opartym na szacunku i zrozumieniu.

Czytaj także: