
Szokująca informacja
"I wtedy przychodzi wiadomość w aplikacji. 'W grupie wykryto wszy. Prosimy o kontrolę głów i ewentualne zatrzymanie dzieci w domu'. Czytam to raz, potem drugi. I już wiem: dziś nigdzie nie idziemy. A może i jutro i pojutrze też nie.
To już drugi raz w tym roku. I nie będę owijać w bawełnę – mam dość. Wszy nie są końcem świata, jasne. Ale są uciążliwe, wstydliwe, irytujące i zaraźliwe. Raz to przeszłyśmy i pamiętam każdy wieczór z grzebieniem, wszystkie ręczniki wyparzane codziennie, zakupy w aptece i pytania typu: "A ty to masz, mamo?'. Już wtedy obiecałam sobie, że jeśli problem wróci, zareaguję szybko i stanowczo. I właśnie to robię.
Tylko że oprócz wszy wraca jeszcze jedno: frustracja. Bo nawet jeśli jedna czy dwie mamy faktycznie sprawdzą dzieci, zrobią wszystko, jak trzeba, to wystarczy jedna osoba, która uzna, że 'to nic takiego' albo 'to na pewno nie u nas' – i problem powróci jak bumerang.
Nie chodzi o to, żeby kogoś oskarżać. Po prostu brakuje mi poczucia, że ten temat traktujemy poważnie. Że przedszkole ma jakiś konkretny plan działania, że wszyscy rodzice rozumieją, jak ważna jest szybka reakcja. I brakuje mi pewności, że moje dziecko może bezpiecznie wrócić do swojej grupy, nie za dwa dni, nie za tydzień, tylko wtedy, kiedy problem naprawdę zostanie zażegnany.
A na razie? Siedzimy w domu. Kombinuję, jak pogodzić home office z domowym przedszkolem, odpisuję na maile w przerwach między rysowaniem kotków, piesków i innych zwierzątek. I sprawdzam głowę mojej córki i czuję, że trochę żyjemy jak w absurdzie.
Nie wiem, kiedy znowu pójdzie do przedszkola. I bardzo bym chciała, żeby to nie zależało tylko od mojego strachu, ale od wspólnej odpowiedzialności".