
Nauczyciele zmęczeni dyżurami na przerwach
W ostatnich latach coraz częściej mówi się o tym, że model szkoły fińskiej kształci i wychowuje najlepiej na świecie. Wielu ekspertów zauważa, że dzieci w Finlandii spędzają dużo czasu na swobodnych aktywnościach na świeżym powietrzu, są nauczone mądrego korzystania z technologii i w szkolnych murach czują się zaopiekowane i bezpieczne. Nie bez powodu wiele systemów edukacyjnych chce czerpać inspirację z Finlandii: tam po prostu konkretne rozwiązania przynoszą świetne efekty.
O tym, jak wygląda tamtejsza edukacji i o porównaniu jej w Polską napisała świetny wpis na Facebooku pewna nauczycielka. Zauważyła, że nauczyciele w tamtejszym systemie pracują nieco inaczej i odniosła to do ostatnich wydarzeń dotyczących dyżurów nauczycieli na przerwach.
"Czy naprawdę musimy pilnować dzieci jak na więziennym spacerniaku? Dyskusja o dyżurach nauczycieli w szkole znów wróciła. I jak zwykle – w tle dramatyczne sytuacje, pytania o odpowiedzialność, a czasem wręcz odruchowe zrzucanie winy na nauczyciela, który 'nie dopilnował'. Znamy to dobrze. Każdy z nas był kiedyś w sytuacji, kiedy coś się wydarzyło podczas przerwy i pierwsze pytanie brzmiało: 'A gdzie był nauczyciel dyżurujący?'" – pisała w poście kobieta. Niestety wpis został przez autorkę usunięty z mediów społecznościowych .
W dalszej części wpisu opowiada o tym, jak bardzo zaskoczyły ją szkoły w Finlandii, gdy była tam na Erasmusie. Relacjonuje, że w Skandynawii podczas przerw dzieci nie potrzebują nadzoru nauczycieli, którzy patrzą groźnym okiem – uczniowie bez tego są spokojni, zajmują się rozmowami, zabawą i pasjami. Nauczyciele w tym czasie też odpoczywają między prowadzeniem lekcji w pokoju nauczycielskim.
Zmiana w wychowaniu
Ten spokój, cisza i brak chaosu to efekt całego systemu edukacyjnego. Takiego, w którym dziecko jest wysłuchane, zrozumiane, zaopiekowane. I nauczone szkolnej kultury.
"Od pierwszych klas dzieci są uczone odpowiedzialności za siebie i innych. Mają swobodę działania, ale też świadomość, że ta wolność niesie za sobą konsekwencje. Nauczyciel nie stoi na straży, nie chodzi z notesem, nie 'sprawdza, co robią'. On buduje relacje, a nie kontrolę. W szkołach panuje klimat spokoju, zaufania i wzajemnego szacunku. To nie jest efekt surowych reguł – to efekt dobrze zaprojektowanej kultury szkolnej, w której relacje i odpowiedzialność są ważniejsze niż kontrola i kary" – zauważa autorka wpisu.
Dodaje, że dzieci nie potrzebują ciągłej kontroli, bo nie wyładowują nagle na przerwach swoich emocji i napięcia. Nikt ich bowiem przez 45 minut lekcji nie tłamsi, więc później przez 15 minut nie muszą pozbywać się nadmiaru energii czy uczuć. Nie mają potrzeby dewastowania szkolnej toalety, nękania kolegów czy łamania zasad, bo są wychowane w duchu przynależności do społeczności szkolnej.
Mają swobodę, czują odpowiedzialność i dostają wsparcie. To wszystko też dzięki temu, że szkoła i rodzice ściśle ze sobą współpracują i przekazują dzieciom takie same wartości – zarówno w szkole, jak i w domu.
Tego potrzeba w polskich szkołach
To nie jest łatwa zmiana, ale taka, która powinna zajść w polskich placówkach. Wymaga odwagi – także po stronie dorosłych. Wymaga przemyślenia całego systemu, gotowości do eksperymentowania, rozmowy z uczniami, zaufania rodzicom i – przede wszystkim – cierpliwości. Ale warto. Bo jeśli naprawdę chcemy wychowywać dzieci odpowiedzialne, samodzielne i dojrzałe, to nie możemy ich trzymać pod kloszem dozoru i kar. Musimy zacząć od zaufania.
Nie chodzi o to, by dziś zlikwidować wszystkie dyżury na przerwach – ale może warto przestać traktować je jak jedyne narzędzie utrzymania porządku. Zamiast pytać: "Gdzie był nauczyciel?", zacznijmy pytać: "Co możemy zrobić, by dzieci czuły się tu bezpiecznie, odpowiedzialnie i po prostu dobrze?". Bo jeśli szkoła ma być miejscem, w którym dzieci uczą się życia – to musi być też miejscem, w którym mogą to życie ćwiczyć. A tego nie da się zrobić, kiedy przez cały czas ktoś stoi nad nimi z gwizdkiem i tylko musztruje.