
Skąd ta ignorancja?
"Zbliżające się warsztaty wielkanocne miały być okazją do wspólnego tworzenia – dzieci z rodzicami, z nami – wychowawcami. Planowałyśmy malowanie pisanek, robienie palm, przygotowanie kolorowych dekoracji. Nic wielkiego, ale dla dzieci to momenty magiczne. One nie potrzebują perfekcyjnych scenografii jak z Instagrama, uwierzcie.
Z wyprzedzeniem wysłałam do rodziców wiadomość na Librusie. Poprosiłam o pomoc – choćby symboliczną. Przyniesienie kilku materiałów plastycznych, chwilę obecności w czasie warsztatów, jeden gest wsparcia. Nie odpowiedział nikt.
Ani 'nie dam rady', ani 'spróbuję coś przynieść', ani nawet zwykłe 'dziękuję za informację'. Absolutna cisza. Tak, przeczytane – system pokazuje. Ale reakcja? Żadna.
I wtedy pomyślałam: rodzice mają naprawdę niezły tupet. Bo wymagają od nas (nauczycieli) coraz więcej. Chcą, żeby dzieci były kreatywne, samodzielne, pewne siebie, zorganizowane, empatyczne. I słusznie! Ale jak mają tego wszystkiego nauczyć się dzieci, skoro od najbliższych dostają sygnał: 'Nie mam czasu, nie chce mi się'" – pisze nauczycielka. Tutaj pominę fragment listu, w którym wychowawczyni z przedszkola opowiada o tym, że jeszcze kilka lat temu rodzice starali się o wiele bardziej.
"Z całym szacunkiem, ale przedszkole to nie hotel, gdzie zostawia się dziecko na kilka godzin i odbiera z gotowym pakietem emocjonalnych kompetencji. To wspólnota. I jak każda wspólnota wymaga zaangażowania obu stron.
Nie chcę demonizować. Wiem, że wielu rodziców pracuje ponad siły, że czasem naprawdę nie da się dołożyć kolejnego obowiązku. Ale czy naprawdę nikomu z kilkunastu rodzin nie udało się wygospodarować czasu na odpowiedź i na przyjście na zajęcia? To nie jest brak czasu. To brak chęci. A może jeszcze gorzej: brak poczucia, że warto.
I wiecie co? Najbardziej szkoda mi dzieci".