uczeń na lekcji matematyki
Dla dzisiejszych dzieci wszystko jest zbyt stresujące, nawet podchodzenie do tablicy. fot. 123rf.com
Reklama.

Jako nauczycielka matematyki w szkole podstawowej chciałabym podzielić się sytuacją, która miała miejsce podczas jednej z lekcji. Uważam, że może ona rzucić światło na zmieniające się podejście uczniów do nauki, a czytałam u was list od polonistki, która również spotkała się z nieakceptowalnym zachowaniem ucznia na lekcji. Nie tylko na języku polskim mamy takie kwiatki. Wydaje mi się, że na matematyce może być ich nawet więcej, bo nie jest tajemnicą, że to nie jest zbyt lubiany przedmiot.

Dziś trzeba się prosić

Podczas omawiania kolejności wykonywania działań na liczbach naturalnych zapisałam na tablicy wyrażenie z zeszytu ćwiczeń i chciałam, aby uczniowie praktycznie zastosowali zdobytą wiedzę. Zwróciłam się do jednego z nich:

– Czy mógłbyś podejść do tablicy i rozwiązać to wyrażenie?

Uczeń, powiedziałabym, że taki trójkowo-czwórkowy, spojrzał na mnie z wahaniem, po czym odpowiedział:

– A pani nie może?

Uśmiechnęłam się trochę niepewnie i powiedziałam, żeby sam spróbował.

– A czy mogę użyć kalkulatora? – usłyszałam.

Zdębiałam.

Nie dlatego, że uczeń chciał skorzystać z technologii – w końcu żyjemy w czasach, gdy narzędzia cyfrowe są powszechnie dostępne i używane. Zaskoczyło mnie jednak to, że najpierw próbował się wymigać, a kiedy się nie udało, to jego pierwszą reakcją było sięgnięcie po kalkulator zamiast podjęcia próby samodzielnego rozwiązania. Przecież wyrażenie było na tyle proste, że nie wymagało użycia żadnych narzędzi poza własnym umysłem.

– Spróbujmy najpierw bez kalkulatora. Pamiętasz, od czego zaczynamy?

Chłopiec podszedł do tablicy, ale jego niepewność była wyraźna. Po chwili namysłu zaczął wykonywać działania, jednak widać było, że brak mu pewności siebie.

Uczniowie są coraz mniej samodzielni

Ta sytuacja skłoniła mnie do refleksji. Coraz częściej zauważam, że uczniowie, nawet w młodszych klasach, polegają na technologii w sytuacjach, które nie wymagają jej użycia. Zamiast rozwijać umiejętność samodzielnego myślenia i rozwiązywania problemów, odruchowo sięgają po gotowe rozwiązania. Z jednej strony wyręczają ich rodzice, z drugiej sami wolą gotowce niż trochę pogłówkować.

Mam na tyle duże doświadczenie w nauczaniu, że pamiętam, jak to było, kiedy prośba nauczyciela była świętością, kiedy nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby próbować oszukiwać przy tablicy. Bo to jednak jest jakiś rodzaj oszustwa. Czasem naprawdę przeraża mnie, jak inne jest to pokolenie od poprzednich.

Napisz do nas: mamadu@natemat.pl
Czytaj także: