Kadr z serialu "Dojrzewanie".
Kadr z serialu "Dojrzewanie". Fot. YouTube.com/ Netflix Polska
Reklama.

Tę pozycję jednak prawdopodobnie dokończę, nie dlatego, żebym była nią szczególnie zachwycona (czy to odpowiednie określenie w kontekście tego scenariusza?), ale dlatego, że dotyka czegoś, co jest mi bliskie.

Rwący nurt

Dotyka niepokoju, który noszę w sobie, od kiedy moja córka przyszła na świat. Świat, który nie jest idylliczny, nie jest krainą bezpieczną z przecinającą ją spokojnymi rzekami, na których wodach można unosić się spokojnie na plecach i czytać obrazy z chmur.

Nurt rzek naszego świata staje się raczej coraz bardziej rwący, na każdym zakręcie odkrywając nowe niebezpieczeństwa. Tu nie ma mowy o spokojnym unoszeniu się, cały czas próbujemy utrzymać głowę nad powierzchnią.

I ten serial jest też o tym. O tym, że nie wystarczy już być rodzicem, żeby naprawdę być rodzicem. Trzeba być, w każdym tego słowa znaczeniu, ale jednocześnie dać dziecku wolność, by odnalazło siebie i żyło w zgodzie ze swoimi najwyższymi potrzebami i pragnieniami.

Serial jest również bardzo o technologii. To jest temat, który jest chyba prawie moim ulubionym. Każde przypadkowe moje spotkanie z treściami publikowanymi na TikToku czy innej tego typu platformie sprawia, że czuję mdłości. Fizyczne, dosłowne, mdłości. Mdli mnie od wszystkiego. Media społecznościowe to jest mój bardzo czuły i słaby punkt.

I jednocześnie jestem matką, od lat siedmiu. I widzę serial taki jak ten i jestem zmuszona do postawienia sobie pytania: jak mam uchronić przed tym gównem moje dziecko?

Moją piękną, małą wciąż, córkę, która głaszcze mnie po policzku i nie rozumie przekleństw zasłyszanych w szkole. Jak mam ją uchronić przed tym, co może się wydarzyć, kiedy stanie się częścią tego wielkiego chaosu, jakim są media społecznościowe i Internet w ogóle? Jak mam to zrobić, jednocześnie nie zamykając jej w klatce zbudowanej z własnych lęków, napięć i scenariuszy, które przecież nie muszą się spełnić?

Nie wiem.

Zadaję sobie to pytanie coraz częściej, Marysia rośnie. Za rok, dwa, trzy, zacznie pytać o swój telefon. Nie wiem, jak jej odpowiedzieć, z ulgą przyjmuję każdą prośbę o książkę i o przytulankę z podobizną Pippi Langstrumpf. Spełniam je wszystkie i mówię cicho do siebie, jak to dobrze, że wciąż jesteśmy w tym miejscu.

Wiem, że ono nie jest nieskończone. Ten stan, to miejsce, ulegnie przemianie. Marysia będzie miała inne plany, inne zamiary, inne pragnienia, inne potrzeby. Będzie dojrzewać w erze TikToka, czy mi się to podoba, czy nie.

Na razie postanowienie jest takie, by zacząć z nią rozmawiać, już przeprowadziliśmy kilka takich rozmów. Mówię jej, jakim miejscem jest Internet, że nie jest tylko miejscem dostępności zakupów online, jakie tylko sobie wymyślimy. Mówię jej, że nie jest miejscem bezpiecznym, miejscem, w którym chcemy funkcjonować. Mówię jej, że tylko to, czego może dotknąć, ma prawdziwe znaczenie. Kopiemy z nią piłkę, kupujemy rolki, aktywizujemy jej ciało i duszę, by odkrywała to, co fizyczne, a nie kadry z sieci.

Ma siedem lat i jej jedynym doświadczeniem z telefonem rodziców jest wspólne przeglądanie galerii rodzinnych zdjęć i dwie gry, które wyjmuję w sytuacjach awaryjnych, kiedy widzę, że nic innego nie działa. Dwie gry, nad którymi mam pełną kontrolę, za które płacę, by nie wyświetlały się jej absurdalne, obleśne reklamy. Dwie gry, z których jedna to Bluey, a druga Pippi.

I bardzo, bardzo bym chciała, by tak już zostało. By jej doświadczenia z technologią były minimalne. Po to, żeby jej ciało, głowa, mózg, umysł, relacje społeczne zdążyły pięknie rozkwitnąć, bez tego całego zamieszania. Bez tego szumu nieznośnego, tej maskarady mediów społecznościowych, tego bełkotu niemającego żadnego sensu. Bez nienawiści, bez dwuznacznych słów i dwuznacznych emotikon. Bez memów, bez gróźb, bez szyderstw, bez pornografii!

Pragnę dla niej świata normalnego, ale wiem, że tę normalność i bezpieczeństwo musimy sobie ukształtować same. I że największą w tym rolę i misję mam ja. I czasami nie mogę oddychać, przytłoczona tą odpowiedzialnością. I świadomością, że mimo wszystko, nie jestem w stanie jej uchronić przed całym złem tego świata.

Czytaj także: