logo
Lęk mnie obezwładnia. Fot. Pexels.com
Reklama.

Scena z życia

Wczoraj wieczorem leżałam z córką przed snem w jej łóżku. Ciszę przerwała syrena, prawdopodobnie wóz strażacki. Musiał być blisko, echo długo roznosiło się po okolicy.

Poczułam, jak Marysia zatrzymuje oddech i nasłuchuje, poczułam również, jak we mnie wszystko zastyga. Kiedy zasnęła, myślałam o tym, dlaczego pierwszą moją myślą była syrena alarmowa przy ostrzale. Przecież żyję w kraju, w którym nie toczą się oficjalne wojny.

A jednak to nie pierwszy raz, kiedy moje ciało nieruchomieje w stanie zamrożenia. Lęk mnie obezwładnia. Od wydarzeń z 2020 roku, od ogólnoświatowej pandemii, znacznie częściej niż w przeszłości.

I myślę o słowach, które usłyszałam ostatnio w rozmowie Dominika Radeckiego z fenomenalną aktorką Agnieszką Grochowską.

Grochowska mówi o wdzięczności za normalność, o tym jak łatwo nam traktować zwykłe życie jak banał, którym nie jest. O tym, jak łatwo czuć tylko przytłoczenie i wejść w schematy, które nie zakładają wdzięczności. A jest tyle do docenienia: bezpieczny dom, szkoła, zdrowie, miłość, relacje, możliwości normalnego funkcjonowania.

I mówi również o kontekście toczących się na świecie wojen. I to jest właśnie to. To jest dokładnie to, co ja czuję.

Permanentny lęk

Od 2020 roku wciąż jestem w stanie oczekiwania. Tak jakby bezpieczny świat, który znam, miał się rozpaść w każdej chwili. To napięcie i chroniczny lęk doprowadziły mnie do drzwi gabinetu terapeutycznego, do nocnych lęków, ataków paniki.

Jest w tym jednak coś głębszego i to właśnie usłyszałam w słowach Grochowskiej. Zatrzymuję się częściej niż dotąd i widzę, jak cenne jest to, co mam. Bezpieczny dom, który stoi na mocnych fundamentach. Zdrowie. Córkę, która dorasta w normalnych warunkach, nie zna głodu, nie zna chłodu, nie zna lęku na jakimś najgłębszym poziomie. Mamy schronienie, mamy jedzenie, mamy relacje, mamy siebie. Żyjemy.

Nie umiem odciąć się od toczących się za granicami naszego kraju, ale również w innych częściach świata, wojen. Nie umiem odciąć się od koszmarów, które wydarzają się każdego dnia, wszędzie. Nawet w tym momencie, jestem pewna, że dzieje się coś bardzo złego, pisząc te słowa, niemal czuję, jak przepełnia mnie smutek i żal, że na świecie jest tyle zła.

I to jest większe ode mnie, silniejsze. I jestem absolutnie pewna, że nie jestem odosobniona w tym poczuciu.

To nam zrobił świat, to nam zrobiły wojny, to nam zrobiła pandemia, to nam robi technologia, bardzo ogólnie rzecz ujmując.

Zamierzam cieszyć się każdym kolejnym dniem, który mogę przeżyć.

Staram się nie nasłuchiwać syren alarmowych, ale to niepokój, który jest już we mnie, w mojej krwi, w każdej komórce mojego ciała. Nie wiem, jak się go pozbyć.

Czytaj także: