Tak myślę o Agnieszce Misiak, której słowami dzielę się tutaj z wami. Robię to dlatego, że naprawdę, naprawdę uważam, że warto. Wspieram się na swojej macierzyńskiej drodze jej wiedzą, wysłuchuję webinarów, kursów. Wszystkie jej narzędzia dają radę, powiem więcej: niektóre z nich naprawdę zmieniły moje relacje z córką. Na bardziej zrównoważoną i przewidywalną.
A jestem jednocześnie przekonana, że każdy z nas, w głębi duszy, do tego właśnie dąży. Do osiągnięcia jakiegoś stanu równowagi w dość chaotycznym życiu z dziećmi.
W ostatnim czasie Agnieszka Misiak podzieliła się metodą na nawiązanie skuteczniejszej współpracy z dzieckiem. I choć z jednej strony jest to metoda niezwykle, wydawałoby się, naturalna w kontekście relacji z dzieckiem, to wierzę, że wielu z nas, jawi się jako wyzwanie.
Mnie również.
Nadzieja na współpracę
Misiak pisze w swoim newsletterze dla subskrybentów: "W naszym oczekiwaniu współpracy jest też nadzieja, że dziecko nie będzie nam dokładać. (…) Kiedy masz dużo na głowie, bywasz mniej obecna, mniej się bawisz, dajesz mniej wsparcia. A nastrojem się zarażamy, tak to działa. Jeśli dziecko martwi się tym, co się dzieje w domu, zaraża się twoim rozdrażnieniem to … staje się pobudzone, łatwo mu zareagować złością, odmówić współpracy. Widzisz tu samo nakręcający się mechanizm?".
Nie wiem jak u was, u mnie to działa w pełni. Moja córka jest jak najczulszy radar na mój wewnętrzny stan. Momentalnie wyczuwa, kiedy coś mnie niepokoi, drażni, narasta we mnie napięcie. Tak samo pięknie układa się do mojego ukojenia, spokoju, równowagi. Jakby dosłownie przejmowała moją energię.
Nie, nie odleciałam. Przyjrzyjcie się zachowaniom własnym i waszych dzieci i wtedy zupełnie szczerze odpowiedzcie sami sobie, czy nie widzicie tej zależności.
Psycholożka pisze, jak to rozbroić: "Podłóż głos pod przedmiot, który jest elementem trudnej sytuacji". I tu podaje przykłady mówienia za kalosze, których dziecko nie nałożyć na stopy, pod zeszyt z matmą, którego dziecko nie ma nastroju otworzyć, etc.
"Cyrk"
Dziecinne? Małpowanie? Ok, takie ma być. Schodzimy do poziomu dziecka z całkiem dojrzałych, poważnych powodów, o których też pisze Misiak: "Do współpracy potrzebny jest niski poziom napięcia. O swoje zadbać musisz ty. O napięcie dziecka (tu niespodzianka i wielkie zaskoczenie) również musisz zadbać ty".
Psycholożka mówi dużo o tym, jaką w regulacji tegoż napięcia rolę pełni zabawa właśnie. I to jest, słuchajcie, metoda – pewniak, to jest coś, po co możecie sięgać zawsze i wiecie, że w żaden sposób nie możecie zaszkodzić nią dziecku. Ani sobie. Ok, może wam się mniej chcieć, możecie nie mieć wystarczająco dystansu do siebie, do tego co się dzieje, by to przemienić w zabawę.
Wiem, że możecie się tak czuć, sama bywam w tym miejscu często.
Jednak kiedy się przełamię, spróbuję, widzę natychmiast zmianę w twarzy i oczach mojej córki. I wiem, że na końcu, to jest dla nas, obu. Rozwiązanie idealne, bez kłótni, bez walki, bez krzyku, bez łez, bez żalu.
Czasami największa burza może się rozpętać z tak małych i zwykłych rzeczy. Nie róbmy tego, ani sobie, ani tym bardziej naszym dzieciakom. Można inaczej.