Nie jest naszą misją rodzicielską trzymanie dziecka w złotej klatce zbudowanej z naszej troski i fantazji.
Nie jest naszą misją rodzicielską trzymanie dziecka w złotej klatce zbudowanej z naszej troski i fantazji. Fot. Pexels.com
REKLAMA

Wszystko po to, by nie tylko ochronić dziecko tu i teraz, ale zbudować mu swoistą tarczę na przyszłość. Na czas, w którym nie będziemy w stanie trzymać go za rękę, usuwać przeszkód spod nóg. Na czas, w którym te przeszkody będą większe i potężniejsze niż rozrzucone na podłodze klocki.

"Odporność na trud"

O tym właśnie traktuje jeden z ostatnich postów światowej sławy psycholożki klinicznej dr Becky Kennedy. Autorka pisze o tym, by dosłownie "frustrować swoje dziecko". Co to właściwie oznacza?

Odrzucenie pewnych schematów, które nami rządzą, raz na jakiś czas. Małymi krokami, dostosowanymi do wieku i możliwości dziecka. Kennedy podaje trzy przykłady, jak wprowadzić naukę odporności na wyzwania:

1. Pozwól na nudę.

Zamiast wręczać kolejną zabawkę, wymyślać kolejną atrakcję, aktywność – pozwól dziecku zająć własny czas, poczuć, że ma wpływ na to, jak sobie z tym rodzajem "pustki" poradzi.

2. Powiedz "nie", mimo iż mógłbyś powiedzieć "tak".

Ważna część, myślę, że trudna dla wielu z nas. Jako rodzice pragniemy świata "na tak" dla naszych dzieci, wiedząc jednak, że on taki nie jest. Świat nie jest miejscem słowa "tak", świat jest miejscem różnych perspektyw, odmowy, przeciwieństw. Im wcześniej dziecko pozna słowo "nie" w bezpiecznym otoczeniu, tym większa będzie jego umiejętność poradzenia sobie z nim, kiedy usłyszy je w innych warunkach.

3. Pozwól swojemu dziecku zmagać się z wyzwaniem.

Niech to będą małe rzeczy, może z czasem nieco większe. Bądź i czuwaj, ale nie rozwiązuj za dziecko każdego problemu. Niech podejmie próbę rozwiązania zadania, ułożenia skomplikowanej budowli z klocków, zawiązania sznurówki w butach.

Bądź dla niego bardziej przewodnikiem niż tym, który go wyręczy.

Ucieczka

Jest w tym poście fragment, który podoba mi się najbardziej. Becky pisze w kilku zdaniach o powodach, dla których najczęściej rozwiązujemy za dziecko każdy najmniejszy nawet problem. Nazywa to "odsuwaniem od siebie frustracji dziecka", niemieszczeniem jej w sobie.

I jest to szczere do bólu.

Konfrontacja z frustracją dziecka oznacza wydłużenie sytuacji, w której jesteśmy, oznacza pochłanianie czasu, wymaga od nas gotowości do stawienia się, kiedy pojawią się łzy, słowa wyrażające rezygnację lub bezsilność, słabość dziecka.

I to jest potężne. Stawienie się przy dziecku w takich momentach, a nawet delikatna ich prowokacja w imię celu wyższego. W imię prawdziwego sensu wychowania: przygotowania dziecka do życia poza naszymi ramionami.

Czytaj także: