logo
Urodziny zaczynają przypominać przepełnione atrakcjami huczne imprezy. fot. Bartlomiej Magierowski/East News
Reklama.

Kilka dni temu spotkałam się z koleżanką, która opowiedziała mi historię, która do dziś nie daje mi spokoju. Właśnie przeżywała prawdziwą urodzinową gorączkę. Jej córka kończy 8 lat, a rodzice jej koleżanek, jak to bywa w tych "idealnych czasach", zaczęli organizować coraz bardziej spektakularne przyjęcia.

Rosnące wymagania

Koleżanka opowiadała, jak pod wpływem presji innych zaczęła odczuwać, że musi zrobić coś, co "na poziomie". No bo jak to – jeśli nie będzie wystarczająco efektowne, to jej córka wyjdzie na gorszą, będą wytykać ją palcami.

– Przecież to tylko urodziny – powiedziałam pocieszającym głosem. Ale ona, nie kryjąc zniechęcenia, odpowiedziała: – Zgadza się, ale teraz to już nie wystarczy mieć tortu i kilku balonów. Córka chciała mieć fotobudkę, musiał być wynajęty animator, a te balony musiały być naprawdę ładne – no wiesz, takie te większe, napompowane helem.

Zanim się obejrzała, cały ten proces organizacji zaczynał przypominać wyścig zbrojeń między rodzicami. Im więcej, tym lepiej. W końcu, żeby wpasować się w oczekiwania innych, wybrała restaurację z animacjami, zamówiła tonę jedzenia, wynajęła profesjonalnego fotografa, a całe przyjęcie kosztowało ją majątek.

– Ale wiesz co? Gdy przyszła impreza, to córka, zamiast cieszyć się z tych wszystkich atrakcji, biegała w kółko zestresowana, zastanawiając się, czy wszystko będzie idealnie. Na końcu całego zamieszania, kiedy pożegnaliśmy ostatnich gości, usiadłam na kanapie, całkowicie wyczerpana, i zadała sobie pytanie: "Czy naprawdę musiałam to wszystko robić? To była jedna wielka tandeta i kicz".

Urodzinowy wyścig

Zastanawiam się, skąd się wziął ten cały wyścig? Skąd presja, by urodziny dziecka musiały wyglądać jak wielkie show? Gdzie się podziała radość z prostych chwil, które kiedyś były normą?

Za moich czasów urodziny były organizowane w mieszkaniu/domu, a szczęściarze wyprawiali je w ogrodzie. Były gry, zabawy, najzwyklejsze balony i serpentyny przyczepione do żyrandola.

Rodzice nie musieli wydawać majątku, bo tort, kanapki, frytki i coś słodkiego w zupełności wystarczało. I tak dumam: Jak przyjęcia urodzinowe będą wyglądały za kilkanaście lat? Czy lot w kosmos to nie będzie za mało?

Masz ochotę podzielić się ze mną swoją historią? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl
Czytaj także: