
Niedługo zacznie się sezon komunijny i już czytam o narzekaniach na ceny komunijnych przyjęć. Rodzice załamują ręce: "Jak to? 250 zł za osobę w restauracji? To przecież więcej niż na weselu!". Tak jest w szkole mojego dziecka, gdzie dużo takich nowobogackich rodziców, co to niby szpanują drogimi samochodami, markowymi torebkami, więc przyjęcia też chcą wystawne robić. Niby stać, a się oburzają. Szczerze mówiąc, zupełnie tego nie rozumiem. Przecież nikt nie każe nam organizować wystawnych imprez w lokalach. Czy komunia to święto wiary, czy pokaz luksusu? Dla mnie odpowiedź jest oczywista.
Komunia jak z lat 90.
Ja postanowiłam wrócić do tego, co było kiedyś. Komunia mojego dziecka odbędzie się w kościele, a po uroczystości zapraszam najbliższą rodzinę na obiad do domu. I wiecie co? Nie kosztuje mnie to fortuny, nie muszę się martwić rezerwacją sali ani menu, a cała atmosfera będzie po prostu ciepła i rodzinna. Nie mieszkam w domu, tylko w mieszkaniu, więc 20 osób pomieści się z trudem, ale z drugiej strony: pamiętam moją własną komunię, w latach 90. Moi rodzice zrobili przyjęcie na 50 metrach, krzesła się pożyczało od sąsiadów, jedzenie ugotowane przez mamę dzień wcześniej trzymało na balkonie. To było normalne!
Ja wynajęłam kucharza – poleciła mi go szwagierka, korzystała z jego usług przy innej okazji. Przyjedzie do nas i ugotuje porządny, domowy obiad – aromatyczny rosół z makaronem, dewolaje, a dla tych, którzy wolą wieprzowinę, schab w chrupiącej panierce. Do tego ziemniaki z koperkiem, zestaw tradycyjnych surówek, buraczki na ciepło. A na specjalne życzenie teścia – zimne nóżki, bo "bez nich to nie impreza".
Resztę robię sama, bo przecież nie trzeba być szefem kuchni, żeby przygotować kilka sałatek i upiec sernik. Moja siostra przyniesie szarlotkę, a tort zamawiam w pobliskiej cukierni. I co? I nic. Nie ma stresu, nie ma nerwowego liczenia, ile jeszcze muszę dopłacić za dodatkową osobę. Napojów z procentami na komunii oczywiście nie będzie.
Tego dnia liczy się sakrament
Nie rozumiem, dlaczego wpadliśmy w pułapkę myślenia, że przyjęcie komunijne musi być wystawne i drogie. Czy to naprawdę konieczne, żeby 9-letnie dziecko miało przyjęcie na miarę wesela? Czy jeśli obiad będzie domowy, a nie podany przez kelnera w restauracji, to uroczystość straci na wartości? Dla mnie liczy się to, że spędzimy ten dzień razem, w atmosferze ciepła i spokoju. Bez nerwowego zerkania na rachunek i martwienia się, czy kelnerzy dobrze podadzą dania.
Wierzę, że można wrócić do normalności i nie dać się zwariować. Jeśli ktoś chce wydawać kilka tysięcy złotych – jego sprawa. Ale ja wolę skupić się na tym, co naprawdę ważne.