Komunie, czyli wielkie wyzwanie dla portfela
"Zbliżający się sezon komunijny przypomina mi o tym, jak wiele zmian zaszło w organizacji tych uroczystości. Jeszcze niedawno najważniejsza była sama ceremonia w kościele, a przyjęcie komunijne było raczej prostą formą podziękowania za obecność bliskich. Dziś wygląda to zupełnie inaczej. Rodzice, chcąc pokazać się z jak najlepszej strony i wkładają w organizację komunii całe swoje oszczędności. Każdy szczegół, każda dekoracja, każda potrawa – wszystko ma ogromne znaczenie. Widać to szczególnie w przypadku przystawek premium, które stają się niejako symbolem statusu społecznego. Krewetki, foie gras, a do tego desery w stylu haute couture – to wszystko kosztuje, ale przecież chce się zrobić wrażenie na gościach, prawda?
Jeśli miałabym wskazać jeden element przyjęcia, który najlepiej oddaje, ile naprawdę kosztuje komunia, to zdecydowanie byłyby to przystawki. To one pokazują, jak bardzo ceny w ostatnich latach poszły w górę, a także jak wielka jest presja, by przyjęcie wyglądało na 'perfekcyjne'.
Zaczyna się niewinnie – kilka drobnych przekąsek, potem wjeżdżają krewetki w majonezie, foie gras, szparagi i trufle. Dla gości to smakowe szaleństwo, a dla rodziców – często dosłownie walka z portfelem. Bo te 'małe' przystawki potrafią kosztować tyle, co całe przyjęcie. Przykładowo, za carpaccio z czarnej trufli trzeba zapłacić prawie 60 zł za 55 g. Czy warto? To pytanie, które zadają sobie rodzice, patrząc na faktury.
Wyjątkowe przyjęcia, wyjątkowe ceny
Co mnie szokuje, to fakt, jak zmieniają się przyjęcia komunijne. Dawniej były to skromne posiłki, teraz w wielu rodzinach goście zajadają się daniami, które są domeną najlepszych restauracji. Jedna potrawa potrafi kosztować tyle, co obiad dla dwóch osób w restauracji. Widać, że dzieci są już tylko pretekstem do tego, by zrobić prawdziwe show. Rodzice chcą pokazać się jak najlepiej, by nie 'zostać w tyle' za sąsiadami czy przyjaciółmi.
Z rozmów ze znajomymi wiem, jak ogromna presja ciąży na rodzicach organizujących komunie. Nie chodzi tylko o to, by przyjęcie było udane – chodzi o to, by było najpiękniejsze, najwspanialsze, żeby zaskoczyć gości i sprawić, by wspominali naszą uroczystość przez lata. Problem w tym, że takie 'pokazanie się' słono kosztuje.
Ostatecznie, w mojej głowie rodzi się pytanie: co tak naprawdę pozostaje nam z tych luksusowych przyjęć? Wspomnienia o truflach i foie gras? A czy dzieci naprawdę doceniają te drogie gesty? Wiadomo, że na dłuższą metę najwięcej zostaje z samej ceremonii, z tego, co przeżyliśmy duchowo, a nie z tego, co zaskakuje nas na stole. Komunia to przecież sakrament, nie event, chociaż dzisiaj ciężko nie zauważyć, że staje się ona czymś na kształt małego przyjęcia weselnego...".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).