logo
Jak sformułować pytanie, by dowiedzieć się, czy dziecko miało dobry dzień? Fot. Pexels.com
Reklama.

Takim pytaniem między innymi jest klasyk gatunku, czyli…

Pytanie pozbawione sensu

"Jak ci minął dzień?", ewentualnie "Jak było w szkole?" – i nie, nie chodzi o to, że robicie dziecku krzywdę takimi pytaniami, nie popadajmy w skrajności. Chodzi o to, że tak sformułowane pytania nie ma większego sensu. Przynajmniej wtedy, kiedy naprawdę chcecie się czegoś dowiedzieć.

Małe dzieci żyją teraźniejszością. Mają trudność z przeszłością oraz przyszłością. W momencie, w którym widzą was po kilku godzinach rozłąki, są osadzone w tym momencie, ponownego z wami spotkania.

To, co zdarzyło się (ogólnie) w szkole tego dnia, jest dla nich niejasne, jest dla nich przeszłością, zlepkiem wielu małych zdarzeń, nieco rozmytą w pamięci plamą.

Pewnie odpowiedzą automatycznie: "Ok". Czy na takiej odpowiedzi wam zależy?

Alternatywa

No ok, zapytacie, co więc w zamian. Jak sformułować pytanie, by dowiedzieć się, czy dziecko miało dobry dzień. Odpowiedź brzmi: konkretnie.

I nie, nie warto przesłuchiwać dziecka chwilę po odebraniu z placówki i zasypać go gradem pytań. Macie czas, zróbcie to na spokojnie. Krok po kroku, pytanie, za pytaniem, wplecione naturalnie w rozmowę.

I celowane, np.:

  1. "Czy bawiłaś się z kimś dzisiaj?"
  2. "Co razem robiliście?"
  3. "Jak się dzisiaj czułeś?"
  4. "Czy poznałeś kogoś nowego?"
  5. "Jaką piosenkę śpiewaliście na lekcji muzyki?"
  6. "Czu udało ci się coś narysować na zajęciach z plastyki?".

Takie pytania mogą "uruchomić" potok słów. Mogą poprowadzić dziecko od niepozornej czynności, jak rysunek na plastyce, do wydarzenia, które miało dla niego znaczenie, np. interakcji z jednym z dzieci.

Naszym zadaniem jest raczej nawigować po mapie jego dnia, pozwolić by pamięć odnajdywała punkty zaczepienia w tej wielości zdarzeń.

I najważniejsze: umiejętne zadawanie pytań to pierwszy krok, ale one nie będą miały znaczenia, jeżeli autentycznie i uważnie nie wysłuchamy dziecięcych odpowiedzi.

Inspiracją tekstu była rolka opublikowana na oficjalnym profilu jednego z przedszkoli Montessori, w której doświadczona pedagożka fajnie pokazuje, w czym tkwi problem.

Czytaj także: