Zimowe all inclusive
"Staram się zapewnić mojemu dziecku wszystko, co najlepsze, ale życie nie jest takie proste. W tym roku podjęliśmy decyzję, że wyjedziemy na wakacje w trakcie roku szkolnego, bo po prostu chcemy oszczędzić. Zdecydowaliśmy się na ten krok, ponieważ nie stać nas na wakacje all inclusive w sezonie. Za taki wyjazd w lipcu musielibyśmy zapłacić dwa razy więcej niż w lutym czy marcu. Wcześniejsze wakacje to jedyny sposób, by spędzić czas razem, nie tracąc przy tym całej pensji.
I co się okazuje? Nauczycielka zarzuca nam najgorsze! Podczas gdy my staramy się dbać o rodzinny budżet, a jednocześnie chcemy zapewnić dziecku niezapomniane wspomnienia z wakacji i pokazać, że można znaleźć kompromis, ktoś inny ma czelność oceniać nas za to, że wyjeżdżamy w roku szkolnym.
Owszem, syna nie będzie w szkole przez kilka dni, ale to nie koniec świata. Nadrobi, to nic takiego. Żadne przedsięwzięcie. Zastanawiam się tylko, jak można traktować rodziców jak osoby, które zaniedbują edukację. I dlaczego? Tylko dlatego, że chcą spędzić z dzieckiem czas poza szkole? To zupełnie nie fair!
Poza tym, jak wielu rodziców może sobie pozwolić na wakacje w szczycie sezonu? Niewielu. Takie zarzuty to nie tylko niezrozumienie sytuacji wielu rodzin, ale także niepotrzebna krytyka, która wprowadza stres i poczucie winy tam, gdzie nie ma podstaw. Staramy się balansować między obowiązkami a przyjemnościami, ale przecież nie oznacza to, że zaniedbujemy edukację. Chciałabym, żeby nauczyciele wykazywali więcej empatii wobec takich sytuacji, zamiast od razu wskazywać na 'najgorsze' wybory rodziców.
To co, lepiej by było, abyśmy siedzieli na tyłku i nigdzie syna nie zabrali? Nic mu nie pokazali? Tylko plac zabaw, boisko i park? No szanujmy się drodzy państwo. A tak w ogóle to teraz żałuję, że powiedziałam nauczycielce o naszych planach. Lepiej byłoby chyba udać, że syn był chory. O taki z tego morał".