
Napięcie i lęk
Redaktorzy Gazety Wyborczej opisali wydarzenia z dnia 5 lutego. Tego dnia 6-letnia Marysia (imię zostało zmienione, przyp. red.) miała pozostawać pod opieką przedszkolnej kadry, jak co dzień.
W sali podczas zajęć miało dojść do incydentu, którego przebieg znamy z relacji dziewczynki: koleżanki Marysi pokłóciły się. Jedna z nich miała bardzo głośno krzyczeć, co było dla Marysi trudne do zniesienia. W zdecydowany sposób miała zażądać od koleżanki, by się uspokoiła. Ta w odpowiedzi zaczęła płakać, na co zareagowały obecne na sali nauczycielki. Miały posadzić Marysię na krzesełku, a przebywająca w tym czasie w sali dyrektorka przedszkola stanęła nad nią i zaczęła krzyczeć. Co dokładnie?
"– Tego Marysia nie pamięta. I bardzo dobrze, nie musi pamiętać – mówi matka".
Z tego, co działo się później powstała notatka sporządzona przez kadrę przedszkola:
"Dzisiaj o g. 15.20 – 15.40 Marysia w sytuacji konfliktu z rówieśnikami (hiperwentylacji? Napięcia emocjonalnego związanego z sytuacją płaczu koleżanki i wyjaśniania) pokazała objawy mogące świadczyć o napadzie padaczkowym: obraz – w pierwszej kolejności destabilizacja wzroku (źrenice w górę, widoczne białka oczne), utrata napięcia mięśniowego (dziewczynka zaczęła opadać z krzesła, podtrzymana przez dorosłego, który doskoczył do Niej), widoczny był brak świadomości (opadła na osobę dorosłą). Po próbie ocucania odzyskała kontakt werbalny na 5 sek., po czym zaczęła wyginać się sztywno do tyłu (z przywodzeniem rąk do siebie do środka sztywno), ponownie straciła świadomość po usztywnieniu i wygięciu się, opadając bezwładnie na dorosłego. Nie była w kontakcie. Widoczna była duża bladość skóry".
Dalej w notatce ma być podane, że dziewczynka odzyskała kontakt po 10 sekundach. Nie pamiętała doświadczenia. Od przedszkolanek dostała wodę. Podobno była bardzo spokojna: "W sytuacji na sali były 3 osoby dorosłe. W tym 2 nauczycieli współorganizujących. Zaraz po sytuacji została poinformowana mama dziewczynki (telefonicznie) oraz tata przy odbiorze ok. godz. 16. Zalecono rodzicom pilne zrobienie badania EEG oraz kontrolę neurologiczną, wzmożoną obserwację dziecka w dniu dzisiejszym".
Dyrekcja miała poinformować o zdarzeniu niezwłocznie matkę Marysi. Ona jednak tego dnia przebywała za granicą, na miejscu był mąż, ojciec dziecka, który o godzinie 16:00 odebrał dziewczynkę. Wtedy dowiedział się o epizodzie. Wskazania kadry? Konsultacja neurologiczna w prywatnym gabinecie.
Mężczyzna miał zignorować sugestie kadry i zawieźć córkę na SOR Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Przeprowadzone badania nie potwierdziły padaczki, epizody miały być związane z doświadczeniem silnego stresu.
"Wredny uśmiech"
W szpitalu Marysia miała opowiedzieć o tym, co spotykało ją w przedszkolu.
Od dyrektorki miała usłyszeć, że ma wredny uśmiech i żeby lepiej się tak nie uśmiechała, bo nikt jej nie będzie lubił. Gdy rodzice części dzieci z przedszkola zapomnieli zapłacić za posiłki na nowy miesiąc, usłyszały (w tym Marysia), że mama i tata o nich nie dbają.
– Mówiła, że dyrektorka często krzyczy i wtedy ona się jej boi – opowiada matka dziewczynki.
Ile jeszcze słów padło, wiedzą tylko ci, którzy tam byli. Jest nieprawdopodobne, żebyśmy współcześnie mierzyli się jeszcze z takim brakiem empatii, wiedzy i profesjonalizmu ze strony kadr w placówkach dla dzieci. Żebyśmy mierzyli się z takim poziomem okrucieństwa, bo chyba inaczej tego nazwać nie sposób…
Oficjalna skarga
Oto fragment listu matki dziewczynki do Kuratorium Oświaty w Krakowie i na policję: "Niniejszym składam skargę na działania Niepublicznego Przedszkola Harmonia (...) w związku z rażącym zaniedbaniem obowiązków (...) w placówce doszło do sytuacji, w której moje dziecko (...) zasłabło w wyniku silnego stresu wywołanego nieodpowiednim traktowaniem przez kadrę przedszkolną (...). Mimo powagi sytuacji na polecenie dyrekcji przedszkola, przedszkolanki miały próbować nagrywać dziecko w czasie epizodu napadowego. Personel przedszkola nie wezwał karetki pogotowia, co stanowi rażące zaniedbanie w zakresie ochrony zdrowia i życia dziecka".
Redaktorzy Wyborczej cytują treść e-maila, odpowiedzi na ich zapytania, dyrekcji przedszkola Harmonia:
"Przedszkole ma i realizuje procedury w sytuacjach zdarzeń wymagających udzielenia 1 pomocy" – napisała dyrektorka Katarzyna Seremak-Kędzior. Podkreśla, że na sali, na której są dzieci w spektrum autyzmu, są również neuroterapeuci. "W sytuacji dziewczynki (...) została udzielona 1 pomoc wg procedur i wiedzy neuroterapeutów (...). Reszta jest zmanipulowana (...). Mamy dziewczynki nie było na sali, jest to przedstawienie sytuacji niezgodnej z prawdą. Oboje rodzice zostali poinformowani w odstępie kilku minut, mama telefonicznie, tata osobiście, zbliżała się już godzina odbioru dzieci i zamknięcia. Rozumiemy emocje wokół troski nad dziećmi".
Z zarzutami rodziców kadra nie zgadza się, co wyraziła w osobnej odpowiedzi do nich.
Redaktorzy i redaktorki Gazety Wyborczej piszą o przedszkolu kolejny raz. W ubiegłym roku powstał tekst, w którym pisali m.in. o specyficznych wymaganiach wobec rodziców, jakie stawiała kadra przedszkolna. O nagrywaniu dzieci w różnych sytuacjach życiowych, czy wypełnianiu dedykowanych tabel.
Nie znamy jeszcze dalszych etapów postępowania, możemy tylko mieć nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość.
Źródło: krakow.wyborcza.pl