logo
Prywatne placówki edukacyjne nie zawsze odpowiadają potrzebom rodziców. fot. Pavel Danilyuk/Pexels.com
Reklama.

Po publikacji tekstu o przeniesieniu dziecka z prywatnego przedszkola do publicznego na naszą redakcyjną skrzynkę spłynęło kilka maili od rodziców, którzy zdecydowali się na podobny krok. Wśród nich była również wiadomość od Ani, która po 3 latach przeniosła córkę do publicznej szkoły:

Wyścig szczurów i ból brzucha

"Jestem mamą 9-letniej Zosi, uczennicy szkoły podstawowej. Do niedawna Zosia uczęszczała do prywatnej placówki, bo wierzyliśmy, że tam dostanie najlepszą edukację. Małe klasy, indywidualne podejście, świetne zaplecze dydaktyczne – brzmiało idealnie. W rzeczywistości jednak codzienność okazała się inna.

Pierwszym problemem była ogromna presja, już w klasach 1-3. Zośka teraz jest w 4 klasie i wrzesień to był koszmar. Niby prace domowe nie są obowiązkowe, ale wiecie, jak to jest. Zosia była przemęczona, a ja czułam, że dzieciństwo ucieka jej przez palce. Drugą kwestią był wyścig szczurów – dzieci rywalizowały nie tylko o oceny, ale i o to, kto chodzi na więcej zajęć dodatkowych, kto lepiej mówi po angielsku, kto ma droższy plecak. Trzecia rzecz, która przelała czarę goryczy, to sposób traktowania dzieci – jeśli ktoś nie nadążał za materiałem, musiał nadrabiać po lekcjach z korepetytorem.

W końcu powiedziałam: dość. Zdecydowałam, że Zosia zmieni szkołę. Przenieśliśmy ją do publicznej podstawówki tuż przed Bożym Narodzeniem. Bałam się, jak odnajdzie się w nowym miejscu, jeszcze tak w połowie semestru, czy nauczyciele się nią zainteresują i czy poziom nauczania nie będzie niższy. Ale już po pierwszych tygodniach wiedziałam, że to była dobra decyzja.

"W publicznej szkole córka odżyła"

W klasie jest więcej uczniów niż w prywatnej szkole, ale atmosfera jest swobodna, mniej konkurencyjna. Dzieci mają czas na przerwach po prostu pobiegać po boisku, a nie pędzić z jednej dodatkowej lekcji na drugą. Co więcej – poziom nauczania jest naprawdę w porządku. Nauczyciele są różni, ale to jak wszędzie.

Teraz mamy ferie zimowe i widzę, jak bardzo Zosia odżyła. Przestała się bać ocen, zniknęły bóle brzucha przed sprawdzianami. Wreszcie ma czas na rysowanie, które uwielbia, bawi się z koleżankami bez stresu, że nie zdąży odrobić lekcji. Patrzę na nią i wiem, że to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć.

Nie piszę tego, by demonizować szkoły prywatne – każda ma swoje wady i zalety. Ale chcę dodać otuchy tym rodzicom, którzy boją się zmiany. Może okazać się, że publiczna szkoła to miejsce, gdzie Wasze dziecko nie tylko się nauczy, ale też odzyska radość z nauki i dzieciństwa. Anka".

Chcesz podzielić się z nami swoją historią lub odpowiedzieć na wiadomość Ani? Czekamy na maile: mamadu@natemat.pl. Możesz również napisać bezpośrednio do mnie: hanna.szczesiak@mamadu.pl.
Czytaj także: