W ferie zimowe dużo się dzieje. Zimowiska, rodzinne wyjazdy czy nawet odwiedziny u dziadków wiążą się z ciekawymi historiami, którymi potem dzielą się z nami czytelniczki. Otrzymałam wiadomość, która wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Od kilku dni zastanawiam się, czy ją opublikować. I chyba zaryzykuję. Bo jakby nie patrzeć, skrywa w sobie całą (choć brutalną) prawdę.
Rodzinny wyjazd
"Właśnie wróciliśmy z tygodniowych ferii na Słowacji. Byliśmy w takim pensjonacie z wyżywieniem all inclusive. Czyli coś takiego jak 'jesz, ile chcesz'. Jedzenie powystawiane na stołach, wszystkiego pod dostatkiem. Masełka w takich małych pojemniczkach, podobnie jak dżem, krem czekoladowy, ketchup i majonez.
Było też kilka rodzin z Polski. Najczęściej na stołówce spotykaliśmy się z takimi rodzicami z dwójką chłopców. Kika zdań nawet zamieniliśmy. Kulturalna, normalna rodzina. Tak myślałam do czasu. Bo kiedy usłyszałam, że taka zachęca chłopca, by brał więcej tych jednorazówek (masło, krem czekoladowy, ketchup itd.) na talerz, bo zabiorą sobie do pokoju, zwątpiłam.
Co go mijałam, to widziałam, jak te 'dary' znosi do stolika, a potem ukradkiem wkłada do plecaka. Przecież to kradzież, złodziejstwo. Brzmi strasznie, ale taka prawda. Uczy tatuś dziecko takich rzeczy w dzieciństwie, a potem się dziwić, że złodziei mamy na świecie. I co ciekawe, ja taką praktykę zauważam głównie za granicą, w Polsce jakoś trzymamy większy fason. A może po prostu jeszcze nie trafiłam na taką 'zaradną' rodzinę" – czytam (pisownia oryginalna).
Oskarżenia
W liście padają mocne słowa: złodziej, kradzież. I to w odniesieniu do dziecka. Ale czy tego chłopca możemy obarczać winą za jego zachowanie? Przypuszczam, że był to kilkulatek, który robił tylko to, o co tatuś poprosił. W moim odczuciu głównym winowajcą jest ojciec, który uczy syna złego zachowania: krętactwa, złodziejstwa (przepraszam, ale tak sądzę).
Przypuszczam, że mężczyzna nie miał złych zamiarów i intencji. Może nawet na swoje zachowanie i prośby nie spojrzał w takich kategoriach. Chciał mieć "na później", na czarną godzinę. Skoro zapłacił, to wyszedł z założenia, że może sobie trochę do pokoju wynieść. Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby celowo uczył syna takiej "zaradności". I tym delikatnie optymistycznym akcentem zakończę.