logo
Dzieci nie spędzają czasu w naturze, nie podejmują wyzwań. Fot. Pexels.com
Reklama.

Czy zaczęliśmy zauważać to niepokojące zjawisko z jakiegoś powodu? Tak. Widzimy konsekwencje tego wśród naszych dzieci, na wielu płaszczyznach.

Brak

Ze spędzaniem czasu w naturze równolegle powiązane jest kolejne zjawisko, które zanika wśród całych pokoleń obecnie wychowanych dzieci. Związane ściśle z ich rozwojem, kompetencjami i zdrowiem psychicznym. Rzecz o podejmowaniu ryzyka.

Louv pisze o deficycie natury w życiu współczesnych dzieci, ale również o braku wyzwań, jakie mogą się z tym przebywaniem w naturze wiązać. Braku podejmowania decyzji, stanowienia o własnym bezpieczeństwa, oczywiście w granicach i ramach wyznaczonych przez obecnego rodzica.

Dzieciaki, które wychowujemy w naszych ramionach obecnie, w niczym nie przypominają tych sprzed trzech, dwóch dekad. Wszystko się zmieniło.

Ostatnio czytamy z córką najpiękniejszą książkę dzieciństwa wielu z nas, "Dzieci z Bullerbyn" spod pióra Astrid Lindgren. I moja Marysia zachwyca się ich przygodami i słucha z nieskrywanym zaskoczeniem, o tym, jak sami wędrują do szkoły, do sąsiedniej wsi. Jak śpią w stogach siana i wozem zaprzężonym w wierną klacz wyruszają sami do młyna, po mąkę. To akurat fikcja, ale nawet moje dzieciństwo u dziadków, ponad dwadzieścia lat temu, nie różniło się aż tak bardzo od tych opowieści.

Moja córka tego nie zna. I wielu z jej pokolenia dzieci.

Wasze zdanie ma dla mnie znaczenie. Napiszcie, jeżeli chcecie odnieść się do moich słów na adres: magdalena.wozniak@mamadu.pl

Komfort rodzica

Nie jestem bez winy w tej układance jej komfortowego życia z podwózkami i ekranami. Staram się, jak my wszyscy, ale gdzieś w środku każdy z nas na końcu musi się chyba zgodzić z tym, że tak wygląda nasze życie i trudno jest zmienić schematy.

Mną często kieruje lęk, dlatego nie wyobrażam sobie, żeby spędzić z córką weekend w lesie, na dzikim campingu. Mój partner, jej ojciec, jest tym, który ma w sobie więcej odwagi. To on pokazuje jej świat, zabiera do rezerwatów przyrody, kilka godzin pluska się w basenie, pływa kajakiem po rzece. Przy nim nauczyła się jazdy na rowerze, rolkach, deskorolce. Z nim ma zamiar w następnym roku założyć swoje pierwsze narty.

A jednak pięć dni w tygodniu to jest jednak czas równowagi bądź stagnacji, w zależności od perspektywy. Nie ma czasu i przestrzeni na dzikie harce w lesie, Marysia jest na zewnątrz tylko tyle, ile w czasie zajęć pozwoli plan. Wychodzą, ile się da, wiem to. Mówię raczej o realiach i możliwościach, do których każdy próbuje się dostosować.

Moja córka i tak jest uprzywilejowana. Wyprowadziliśmy się na wieś, z pierwszym słońcem, będzie rzucała plecak pod biurko i biegła do kolegów na osiedle, za ogrodzeniem rośnie nam las. Wiele dzieciaków, szczególnie tych z dużych miast, nie zna i nie pozna już takiego życia.

Myślę, że konsekwencji będzie dla wszystkich zbyt wiele. W tym głównie te wymieniane przez psychologów i psychiatrów tj. m.in. brak pewności siebie, braki w kompetencjach, niskie poczucie sprawczości, ale również kompletny brak zrozumienia jak działają obrządki natury.

Zabierzmy nasze dzieci do lasu, nie pozwólmy, by naprawdę były tymi ostatnimi.

Czytaj także: