"Taka niesprawiedliwość i to w szkole? Moje matczyne serce pęka, bo nie mogę patrzeć, jak moje dziecko się męczy" – takimi słowami zaczyna się list nadesłany przez rozżaloną matkę. Przyznaję, że już sam wstęp wydał się bardzo interesujący. A to, co "znalazłam" w środku, to dopiero historia. Tylko po jej przeczytaniu zaczęłam się zastanawiać, czy się śmiać, czy płakać?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zmiany dotyczące zadawania prac domowych wzbudziły mieszane uczucia wśród rodziców. Jedni je poparli, drudzy kategorycznie się im sprzeciwiali. Dziś weźmiemy na tapet klasę piątą, bo w takim wieku jest syn naszej czytelniczki. Tak więc: w klasach IV-VIII szkoły podstawowej uczniowie nie mają obowiązku wykonywania prac domowych. A teraz czas na list.
To niesprawiedliwe!
"Jestem matką ucznia 5 klasy podstawówki. Łukasz to bardzo mądry, inteligentny i przepełniony wieloma pasjami chłopiec. Nigdy nie miał problemów z nauką. Zawsze chętnie uczestniczył w różnego rodzaju olimpiadach, konkursach. Raz nawet udało mu się zająć pierwsze miejsce. Oj duma mnie rozpierała.
Nauczyciele zawsze go chwalili, nigdy nie mieli mu niczego do zarzucenia. W tym roku zmieniła się pani od matematyki. Przyszła nowa nauczycielka, która ma duże wymagania i jeszcze większe oczekiwania.
Choć powinnam się cieszyć, to jestem wściekła. Zawsze staram się wspierać działania nauczycieli i rozumiem, że edukacja to skomplikowany proces, ale tym razem uważam, że to już lekkie przegięcie. Mowa o niesprawiedliwości!
Niesprawiedliwość, którą obserwuję, dotyczy traktowania uczniów zdolnych i zaangażowanych. Mój syn przygotowuje się na zajęcia, bierze aktywny udział w lekcjach i zawsze dąży do jak najlepszego wyniku. Ta nowa nauczycielka, zamiast docenić jego starania, to tylko mu dokłada.
Już wyjaśniam. Lepsi uczniowie dostają więcej zadań domowych, dodatkowe projekty i inne cuda na kiju. I choć teoretycznie uczniowie nie mają obowiązku odrabiania tych równań, zagadek i łamigłówek, to mój syn nie wyobraża sobie, by nie wykonać tego, co do niego należy.
A co z dziećmi, które mają jakieś trudności, albo po prostu wykazują się przeciętną wiedzą? Z tego co słyszałam, to traktowane są bardziej ulgowo – często mają mniej zadane, a dodatkowe projekty oczywiście ich nie dotyczą.
Nie rozumiem, dlaczego tak to wygląda? Czy zaangażowanie zdolniejszych uczniów powinno być 'nagradzane' większą liczbą zadań domowych? Czy uczniowie, którzy 'olewają' naukę powinni mieć więcej luzu?
Nie mogę patrzeć jak mój syn, zamiast odpocząć, ślęczy ciągle nad książkami".
Zgrzyt
Zawsze staram się stawać po stronie naszych czytelniczek, wspierać i rozumieć. Jednak w tym przypadku czuję jakiś zgrzyt, przerost, wyolbrzymianie. Z jednej strony rozumiem pretensje matki, ale czy tak naprawdę te zarzuty skierowane w stronę nauczycielki są uzasadnione? Może warto zrobić krok w tył i spojrzeć na wszystko z pewnej perspektywy? W moim odczuciu nauczycielce należą się raczej podziękowania niż słowa krytyki. Ale to tylko moje zdanie.
Chętnie się do wiem, co ty myślisz o całej tej szkolnej sytuacji? Możesz też podzielić się swoją historią: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl