Po przeczytaniu listu naszej czytelniczki, która napisała, że szczerze nienawidzi codziennej bitwy o pracę domową, wielu rodziców na fanpage'u MamaDu było zgodnych, że czas na naukę jest w szkole. Po lekcjach powinien być czas na zasłużony relaks. Jedni mówią o zdrowym rozsądku i równowadze, inni, że prace domowe to przeżytek - absolutnie niepotrzebny:
"Dzieciństwo nie jest pracą w kopalni na etat, żeby pracować po 8-10 h... bo lekcje plus świetlica to praca... jak one mają być szczęśliwe i nie mieć wypalenia i problemów psychicznych???" - zauważa pani Anna.
"Żadne prace domowe nie powinny być zadawane. Dorosły przychodzi do domu po ośmiogodzinnej pracy i ma spokój, a dziecko po ośmiogodzinnych lekcjach ma jeszcze dwie godziny odrabiać lekcje. Chore" - wtóruje jej pani Mirosława. "Jakoś w Norwegii, Finlandii i wielu innych państwach da się uczyć bez ocen, z większym luzem, nastawieniem na praktykę i ruch. U nas małe dzieci tkwią po kilka godzin w ławkach w zamkniętych salach. Sztywność myślenia to chyba nasza cecha" - zauważa pani Joanka.
Zgodnie z prawem oświatowym (Dz.U. z 2019 r. poz. 1148, ze zm.) to statut szkoły określa dopuszczalne formy pracy uczniów i zasady ich oceniania, m.in. sprawdziany, odpowiedzi ustne, kartkówki, aktywność na lekcjach, dodatkowe prace, np. referaty i prezentacje oraz prace domowe. Te ostatnie nie są czymś obowiązkowym, ale nauczyciele chętnie z tego korzystają. Zdaniem wielu rodziców, zbyt chętnie... Niektórzy uważają, że problem tkwi nie tylko w pracach domowych, ale i w nadmiarze klasówek, sprawdzianów czy dodatkowych projektów. Co więcej, uczniowie muszą się uczyć również do takich przedmiotów jak np. WF, plastyka, muzyka czy technika, które mogłyby dać dzieciom dużo przyjemności i relaksu, tymczasem są źródłem dodatkowego stresu.
Jedni obwiniają nauczycieli za ich nieudolność, inni rodziców o zbyt duże ambicje. Jeszcze inni wprost mówią o szerszym problemie, jakim jest obecny system edukacji. Ich zdaniem przeładowanego programu po prostu nie da się zrealizować w całości w szkole. Uczniowie muszą więc część materiału przerobić samodzielnie.
"Praca domowa ma służyć utrwaleniu, powtarzam UTRWALENIU przerobionego materiału. Ma służyć powtórzeniu, sprawdzeniu, utrwaleniu, a nie przerobieniu samodzielnie materiału. Praca domowa uczy obowiązkowości, co jest dobre. Niestety bardzo często, wręcz nagminnie, do domu zadawany jest również zakres materiału do samodzielnej nauki. Dzieci się gubią, deprymują i zrażają do zadań domowych. Ponieważ nauczyciel na lekcji nie jest w stanie przerobić materiału, zadaje go do domu. I tutaj pojawia się pytanie, dlaczego nie jest w stanie?" - pyta internautka. "10 i 11-latka. Wracają przed 16.00 do domu i siedzą nad zeszytami, ćwiczeniami, podręcznikami do 22.00. Od początku szkoły dzieci wracają do domu i nie potrafią materiału, który był w szkole, a mają zadania domowe, których same nie potrafią rozwiązać, każdy sprawdzian to zarwany weekend. W domu tłumaczenie wszystkiego od nowa, robienie roboty za szkołę w domu. Dzieci smutne, bo zmęczone. (...) Nie dziwię się, że coraz więcej osób ma depresję" - pisze pani Agnieszka. "Mamy to samo, czwarta klasa, dziecko wraca przed 16.00, zjada obiad, odpoczywa do 17.00 i siada do książek, nad którymi siedzi do 20.00-21.00. Ze szkoły nie wynosi niczego, do domu pełno zadań domowych, wszystko trzeba z lekcji tłumaczyć ponownie w domu, po kilka sprawdzianów i kartkówek tygodniowo. Ja się pytam, po co ta szkoła?" - dodaje pani Monika.
"Plan lekcji mojego syna [4 klasa integracyjna w SP - przyp. red.] to klasówki 2-3 tygodniowo, do tego kartkówki około 2 sztuk tygodniowo, jeszcze prace domowe i ostatnio projekt w PowerPoint. Syn ma stwierdzone ADHD, w związku z czym jeszcze więcej problemu, frustracji, łez, a nawet awantur, przysparzają nam obowiązki pozaszkolne" - pisze w liście do redakcji jedna z mam.
Dodaje, że ich życie to ciągły krąg uczenia się do poprawy z klasówki i do nowych sprawdzianów. Jednego dnia nauka do poprawy, następnego do nowego testu: "A tu znowu jedynka - oszaleć można! Następny dzień to zapowiedziana klasówka, do której mieliśmy również się przygotować (ten sam przedmiot). To jest zarys pierwszego miesiąca w szkole podstawowej 4-klasy, dla mnie to już jest okrutne traktowanie dziecka i całej rodziny...
Mam jednego syna, a co jak rodzice mają więcej dzieci?! Coś tu nie gra do końca z edukacją i nauczycielami, którzy nie kontrolują ilości wspólnie zadawanych prac, a do tego te 'kartkówki' powinny być prawnie uregulowane, przynajmniej do wieku dzieci, a nie, ile się da.
Dziecko po szkole, codziennie praca domowa, na przemian z nauką na pamięć ... Zaraz robi się wieczór i zmęczenie, i koniec tego smutnego dla nas dnia. A gdzie ma być w tym wszystkim rodzina?" - pisze.
Pędzi program, pędzą nauczyciele, pędzą rodzice, a dzieci... nie nadążają.
"Prace domowe to pikuś. Sprawdzian goni sprawdzian. Od początku września w każdym tygodniu po 3 sprawdziany plus kartkówka. Dzieciak boi się weekendu, bo zamiast odpoczynku czeka go nadrabianie na zaś, bo przecież kolejny tydzień i kolejne sprawdziany, a w tygodniu zbyt mało czasu na naukę. Albo odpuszczamy coś, albo ok. 22.00 zioniemy ogniem na siebie nawzajem. Sama jestem nauczycielem, ale to, co się dzieje w niektórych szkołach, po prostu mnie przeraża. Na cholerę to wszystko?" - pyta zrezygnowana pani Aneta. "U nas 8 klasa. Nauka do północy to standard, a i to pobieżnie, byle z każdego po trochu się nauczyć. Czasem nie ma czasu zjeść i się umyć, naprawdę. A kiedy się zresetować? Wyjść gdzieś, pojechać na zakupy, odwiedzić dziadków? Chociaż w weekend, by odpoczęli, ale nie, nauka na kolejne idiotyczne sprawdziany. A już najgorzej, jak zachoruje, wtedy już całkiem kaplica" - zauważa kolejna mama.
Nie wszyscy jednak są zgodni, że coś z polskim systemem jest nie tak i doszukują się problemu w nadopiekuńczych lub leniwych matkach i rozpieszczonych dzieciach. Gros komentujących jest zdania, że prace domowe to niezbędny element życia, ważna lekcja, która ma dzieci nauczyć odpowiedzialności. Systematyczność ma także przygotować je do ciężkiej pracy i wykonywania obowiązków w życiu dorosłym. Mają oni jedną radę dla rodziców, które dzieci płaczą nad pracą domową: "przestać się rozczulać". Poruszają także temat nadmiaru elektroniki i zajęć dodatkowych, widząc tu przyczynę niechęci do odrabiania lekcji. "To jest szkoła, a nie przedszkole, dziecko musi ćwiczyć, żeby się wyrobić, w 6 klasie już nie będziesz musiała pomagać, samo ogarnie. Pamiętaj, mamusiu, że trening czyni mistrza. Prace domowe uczą samodzielnego myślenia, koncentracji, obowiązków" - pisze pani Mirela.
"Kiedyś nikt nie miał problemu, że odrabia się prace domowe. Dzieci dziś są rozkapryszone, a rodzice ich w tym utwierdzają. Wróciłam ze szkoły, bez dyskusji odrabiałam lekcje, jeszcze trzeba było pomóc w domu, a i tak wystarczyło czasu na planszówki, sport i zabawę" - dodaje pani Dorota. "Jak długo można użalać się nad dziećmi? Nikt jakoś nie płacze nad tym, że dziecko 4 godz. spędza przed komputerem albo przez kilka godzin nie odrywa oczu od komórki czy telewizora. Za to, jak ma zrobić zadanie, to tragedia, biedny maluszek! Kiedy ma się nauczyć systematyczności, samodzielności i odpowiedzialności. Ile musi mieć lat, żeby uczyć się pracowitości i rzetelności?" - zauważa pani Danuta.
Wiele osób poruszyło temat świetlicy. Niektórzy uważają, że zamiast dramatyzować, wystarczy, by dziecko odrobiło lekcje w szkole. Potem byłby czas na zabawę i relaks w domu. Czy faktycznie to takie proste i oczywiste rozwiązanie, o którym rodzice i dzieci zapominają? Tu również zdania są podzielone. Jedni mówią, że to świetny pomysł, inni odpowiadają, że w przeładowanych i zbyt głośnych salach dzieci męczą się jeszcze bardziej.
"Poczytać ze zrozumieniem w świetlicy... Czy wy nie rozumiecie, że świetlica to nie biblioteka, w której jest cisza i można się skupić nad zadaniem?" - zauważa pani Małgorzata. "Pani chyba w świetlicy w podstawówce nigdy nie była. Jakie odrabianie lekcji? Tam się tylko pilnuje, by te dzieci się nie pozabijały" - pisze pani Agata.
Niestety często widzimy świat jedynie z własnej perspektywy. Każdy uważa, że ma rację. Ale to, że dziecko po ciężkim dniu chciałoby obejrzeć bajkę czy zagrać na konsoli, nie jest zbrodnią i wcale nie oznacza, że siedzi z nosem w ekranie przez pół dnia. To, że płacze nad pracą domową nie oznacza, że jest rozpieszczone i roszczeniowe. Po kilku (a czasem nawet kilkunastu) godzinach poza domem ma prawo być zmęczone. To, że mama nie ma siły uczyć tego, co było w szkole, nie oznacza, że jest leniwa, a opieka nad własnym dzieckiem jej przeszkadza.
"Tak bardzo Pani generalizuje, że nawet nie jest w stanie zrozumieć, że inni, w innych szkołach, z innymi dziećmi i innymi problemami mogą mieć inaczej. Że szkoła szkole nierówna, że nauczyciel nauczycielowi też nie, co daje różne efekty, mimo tej samej podstawy programowej" - odpowiada jednej z internautek pani Karolina. Często zbyt liczna klasa, lekcje na drugą lub trzecią zmianę, a potem przeładowana świetlica. Zbyt ambitni rodzice i nauczyciele, a może zbyt leniwi i bez pasji... Ciężka praca to jednak coś, z czym dzieci mierzą się każdego dnia. W całej aferze o pracę domową wielu osobom umyka, że i dzieci są bardzo różne. Mają różną wrażliwość, siłę, zdolności, predyspozycje, ale także różne problemy, możliwości czy warunki do nauki. Jedne radzą sobie z tym lepiej, inne gorzej. Jedne mogą liczyć na nauczycieli i rodziców, którzy potrafią to zrównoważyć, inni nie... "Pamiętam, gdy kiedyś dziwiłam się koleżance, kiedy opowiadała o pracach domowych w 1-3. Myślałam, co to za problem? Przecież to początek edukacji, nic trudnego, dziewczyna to wyolbrzymia. Potem mój syn poszedł do SP, od 3 klasy miał online. Z drugim kilkumiesięcznym synkiem na rękach godzinami robiliśmy te prace domowe. Tego było tak dużo, koszmar. Zrozumie to tylko ten, kto to przeszedł" - zauważa pani Ewa.
Czytaj także: https://mamadu.pl/148469,dzieki-tym-wskazowkom-twoje-dziecko-bedzie-odrabialo-lekcje-samodzielnie