Przywiązanie, miłość, bliskość, relacja, więź. Pierwsze słowa, o jakich myślę, kiedy próbuję ułożyć definicję macierzyństwa. Mam to wielkie szczęście, że dane mi jest doświadczyć tej matczynej miłości, od kiedy istnieję. Takie samo uczucie, równie silne, nieznoszące sprzeciwu, niepoddające się niczemu i nikomu, chciałam zapewnić mojej córce.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jesteśmy z moją jedyną córką bardzo blisko, jest moim światłem, zrobiłabym dla niej wszystko. Trzy lata karmienia piersią, dzielenie jednego łóżka w czasie snu. Poprawianie kołdry, całowanie w czoło. To jest nasza codzienność.
Z moją mamą natomiast mam relację niepodobną do żadnej innej. Jest moim wsparciem, skrzynią, do której zawsze mogę sięgnąć, kiedy opadam z sił. Skrzynią doświadczeń, mądrości, ale również człowieczeństwa. Nie ma takiej rzeczy, której nie mogę jej powiedzieć, nie ma takiej rzeczy, której się w niej boję. Nie ma w niej żadnej części, którą chciałabym zmienić. Jest idealna.
Pierwszy raz usłyszałam, że jestem kluską, zbyt związaną z matką, od ojczyma. To była forma żartu, ale za każdym razem czułam delikatne ukłucie w okolicach żołądka, kiedy słyszałam to słowo. Być może dlatego, kiedy ostatnio mój partner użył takiego określenia wobec naszej niespełna siedmioletniej córki, zawrzało we mnie.
Męskie żarty o relacji córki z matką są dla mnie tematem trudnym. Być może dlatego, że one według mnie zawsze ocierają się o przemoc, o krytykę, a przede wszystkim: o zazdrość.
Nie pozwalam nikomu więcej użyć tego określenia, jest nieczułe, wstrętne, kolczaste. I nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Relacja z rodzicem to pierwsza, fundamentalna, najważniejsza w życiu relacja dziecka, na której podłożu oprze wszystkie inne. Każde słowo, które na wyrost przerysowuje tę więź, jest niepotrzebne.
Więź
Nie ma bowiem niczego złego w miłości, w bliskości, w byciu blisko z własnym dzieckiem. Nie ma nic złego w tym, że dziecko pragnie kontaktu, czy nawet w tym, że tęskni, jest mu trudno się z matką rozstać.
Niech będzie jasne: nasza córka nie robi "scen", nie krzyczy, nie płacze, nigdy nie była dzieckiem, które wykazywało nieprawidłowy styl przywiązania. Pięknie funkcjonuje w grupie, dogaduje się z dorosłymi, z dziećmi, chodzi do szkoły, ma mnóstwo przyjaciół, zyskuje ich niemal moment po wejściu do nowego otoczenia. Jest iskierką.
Nie umiem więc inaczej wytłumaczyć sobie tych pełnych niezrozumienia określeń, które uderzają w naszą relacją. "Ciepła klucha", "kluska", co to w ogóle ma znaczyć? Moja córka jest wszystkim, poza kluską. Jest waleczna, ma silny charakter, donośny głos, sprzeciwia się (nawet mnie, szczególnie mnie!) kilka razy dziennie. I to jest ok.
W tym tkwi sedno relacji matki z córką. Jedynej, niepowtarzalnej, nieporównywalnej z żadną inną w życiu. Nie jesteśmy kluchami, jesteśmy światem, jesteśmy fundamentem, słońcem, księżycem, całym wszechświatem. Bez nas i bez miłości, którą potrafimy dać, nie byłoby niczego.