Po Bożym Narodzeniu w wielu parafiach rzymskokatolickich rusza coroczna wizyta duszpasterska. Nasza czytelniczka Kinga napisała nam o wizycie księdza w jej bloku. Kobieta była oburzona tym, jak ksiądz potraktował ja i jej dzieci.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Moja rodzina jest wierząca, choć nie chodzimy każdej niedzieli do kościoła. Wychowuję jednak dzieci w wierze w Boga, obchodzimy Boże Narodzenie i Wielkanoc zgodnie z tradycjami. Odkąd zostałam mamą, opowiadam córce i synowi o kościelnych zwyczajach i prawdach wiary. Dzieci chodzą też w szkole i przedszkolu na religię, a córka w przyszłym roku przyjmie Pierwszą Komunią Świętą" – opowiada na wstępie maila czytelniczka Kinga.
"Teraz okazało się, że jesteśmy chyba za słabo wierzący, żeby móc uczestniczyć w życiu Kościoła. Już opowiadam, o co dokładniej chodzi. Dosłownie kilka dni temu dowiedziałam się przypadkiem od sąsiadki, którą mijałam przed blokiem, że tego dnia będzie u nas chodził ksiądz po kolędzie.
Zapomniałam, że to już ten czas i nie śledziłam ogłoszeń na stronie internetowej parafii, a w Boże Narodzenie, kiedy byliśmy na mszy, ksiądz jeszcze o tym nic nie mówił. Byłam trochę zaskoczona, ale na szczęście okazało się, że tego dnia mam urlop i nie muszę się martwić, że mogłoby nas nie być w domu. Przygotowałam Pismo Święte, krzyżyk i wodę święconą, a dzieci całe popołudnie dopytywały, kiedy ksiądz do nas przyjdzie".
Odmówił wejścia do domu
Mama dwójki opowiedziała o tym, jak jej dzieci były podekscytowane przybyciem gościa: "Kiedy rozpoczęła się godzina, od której ksiądz miał odwiedzać mieszkańców naszego bloku, poprosiłam sąsiadkę z dołu, by napisała mi wiadomość, gdy będzie już w trakcie lub chwilę po wizycie. Po jakimś czasie faktycznie dała mi znak, ale od tej chwili przez ponad godzinę ksiądz nadal się nie pojawił. Zaczęłam się zastanawiać, co się stało.
Wyszłam na klatkę schodową, zapukałam też do sąsiadki – okazało się, że ksiądz ominął nasze mieszkanie. Byłam tym mocno zdziwiona. Minęło dosłownie kilka minut, kiedy usłyszałam, że ktoś schodzi z góry, więc otworzyłam drzwi mieszkania, by 'złapać' księdza po drodze. Okazało się, że to faktycznie on, więc go do nas zaprosiłam i napomknęłam, że wcześniej ominął nasze mieszkanie. On uprzejmie mnie poinformował, że w tym roku na wizytę duszpasterską trzeba się było zapisać w kancelarii parafialnej.
My tego nie zrobiliśmy, więc ominął nasze mieszkanie. Przyznałam ze wstydem, że nie miałam pojęcia, że są takie przepisy i zaprosiłam go do domu. Mimo że w drzwiach stały dzieci, które wyglądały na podekscytowane jego wizytą, ksiądz odmówił. Powiedział, że mamy zapisać się na wizytę i on może dopiero wtedy do nas przyjść. Dodał, że taka wizyta może być zaplanowana przez cały rok, nie musi być w okresie Bożego Narodzenia.
Byłam mocno zdziwiona i trochę zawiedziona jego postawą. Moje dzieci na niego czekały, było to dla nich wydarzenie dnia, a on tak nas olał ze względu na 'przepisy', które nie są nawet regulowanie prawem. Po tej sytuacji jestem zła i zastanawiam się, czy jeszcze kiedykolwiek w ogóle przyjmę księdza, skoro jesteśmy dla nich tylko tabelkami i numerami, a nie ludźmi, których chcą odwiedzić" – podsumowuje nasza czytelniczka.