Wizyty duszpasterskie w jednych parafiach już dobiegają końca, w drugich dopiero się rozpoczynają. Podczas kolędy księża odwiedzają domy, udzielają błogosławieństwa i bliżej poznają wiernych. Trwające zaledwie kilka, czasami kilkanaście minut spotkania potrafią mieć różny przebieg. Niekiedy pozostawiają niesmak tak jak w przypadku jednej z użytkowniczek portalu Threads.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wizyta duszpasterska, znana powszechnie jako kolęda, to szczególny czas w życiu katolickich parafii. Dla wierzących to okazja do wzmocnienia relacji ze wspólnotą Kościoła i poruszenia ważnych tematów.
Dawniej wizyty duszpasterskie miały nieco inny charakter niż współcześnie, choć ich główny cel (błogosławieństwo domu i rodziny) jest ten sam. Kiedyś cała rodzina zbierała się przy stole, by pomodlić się i zaśpiewać kolędę z kapłanem. Podczas spotkania omawiano sprawy kościelne i poruszano najważniejsze tematy. Dla wielu rodzin dzień wizyty duszpasterskiej był wyjątkowy i niezwykle ważny.
Odnoszę wrażenie, że we współczesnych czasach do kolędy podchodzi się na większym luzie, a dla młodego pokolenia takie "odwiedziny" nie są niczym istotnym. Wizyta duszpasterska trwa krócej i coraz rzadziej towarzyszy jej podniosła atmosfera.
Coraz większe wymagania
Wizyty duszpasterskie budzą wiele emocji i nie zawsze możemy zaliczyć je do tych pozytywnych. Użytkowniczka @White_dragoni opublikowała na portalu Threads post, którego treść rozgrzała mnie do czerwoności.
"Czy tylko u mnie ksiądz podczas kolendy ma wymagania z kosmosu i prosi żeby w kopercie było co najmniej 200 zł małe dzieci mają być w innym pokoju i ciepła herbata bez cukru czarna z imbirem była by mile widziana czy u was też takie mają?" (pisownia oryginalna) – czytam i zastanawiam się, w którym kierunku zmierza świat.
Pod wpisem pojawiły się komentarze, które także skłaniają do rozmyśleń. Oto jeden z nich:
"własne dzieci zamykać w pokoju jak więźniów, bo przyszedł jakiś typ i chce hajsu za machnięcie kropidłem po chałupie? przerażające" (pisownia oryginalna) – pisze jedna z obserwatorek, a ja w pełni zgadzam się z pierwszą częścią wypowiedzi.
W poproszeniu o herbatę bez cukru nie widzę nic niestosownego, ale w "zamykaniu", czy nawet poproszeniu, by dzieci nie wychodziły z pokoju, dostrzegam coś niepokojącego. Tyle mówi się o szacunku, empatii i przekazywaniu najmłodszym tego, co ważne. Kościół zachęca do uczestnictwa w niedzielnych nabożeństwach, a katecheci podczas lekcji religii próbują pokazać uczniom nieco inne spojrzenie na świat.
I nie będę tutaj dyskutowała o tym, czy warto wierzyć i chodzić do kościoła, nie będę poruszała kłopotliwych i zawiłych kwestii, bo każdy ma prawo robić to, co czuje. Postępować tak, jak chce.
Ale jeśli już dana rodzina zdecydowała się zaprosić księdza do siebie i wziąć udział w kolędzie, to czy duchowny ma prawo odtrącać dzieci i stawiać wymagania finansowe?
Jestem ciekawa twojego zdania. Napisz, proszę, na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl