Czasami wizyty duszpasterskie w parafiach zaczynają się jeszcze przed Bożym Narodzeniem i wtedy księżom zdarza się namawiać parafian do uczestnictwa w adwentowych roratach lub rekolekcjach. Nasza czytelniczka Justyna przyjęła już księdza, a jej synowie podczas kolędy usłyszeli od niego... groźby.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jeszcze nie zaczął się grudzień, a okazuje się, że już w niektórych parafiach księża ruszyli na wizyty duszpasterskie. Wiem, że właściwie mogą się one odbywać przez cały rok, ale w naszej parafii dotychczas zawsze spotkania z parafianami zaczynały się po świętach Bożego Narodzenia. W tym roku podczas ogłoszeń parafialnych poinformowano, że wizyty będą wcześniej, by księża mogli spotkać się ze wszystkimi parafianami do końca roku" – zaczyna swojego maila Justyna, mama dwóch chłopców.
"Mnie się jednak wydaje, że może w taki sposób chcą zebrać fundusze na dekoracje świąteczne do kościoła albo namówić więcej osób na przyjście na rekolekcje. Moja rodzina jest wierząca, dość często chodzimy do kościoła (choć nie w każdą niedzielę), więc było dla mnie oczywiste, że przyjmiemy tzw. kolędę.
Jeśli chodzi o wizytę księdza, to odbyła się na naszej ulicy kilka dni temu. Do dziś trzymają mnie po tym spotkaniu emocje, więc postanowiłam napisać, podzielić się swoim przykrym doświadczeniem. A właściwie nie moim, tylko przede wszystkim moich dzieci. Przyszedł do nas na kolędę ksiądz, którego kojarzę, ale jest on dość nowy w naszej parafii i np. w zeszłym roku po kolędzie chodził na naszym osiedlu ktoś zupełnie inny".
Straszył, że Mikołaj nie przyjdzie
Czytelniczka opowiedziała o zachowaniu, które było nie na miejscu: "Teraz ksiądz wszedł do naszego domu, odmówił szybko modlitwę i siadł z nami w salonie, by zamienić parę zdań. Moje dzieci, które mają 6 i 9 lat, były bardzo podekscytowane jego wizytą, a starszy syn nawet martwił się, czy ksiądz może nie będzie go odpytywał z modlitw. Na szczęście okazało się, że był niezwykle miły, ciepły i uśmiechnięty wobec dzieci, aż byłam pozytywnie zaskoczona, bo nie miałam z nim wcześniej do czynienia.
Niestety na sam koniec czar prysł. Ksiądz zwrócił się do chłopców z pytaniem, czy chodzą w przedszkolu i szkole na religię oraz czy bywają na niedzielnej mszy. Obaj przytaknęli. Ksiądz zaprosił ich na rekolekcje, podając datę spotkań i zachęcając szczególnie do mszy dla najmłodszych. Wszystko byłoby ok, gdyby na koniec nie dodał przed samym wyjściem jednego zdania. 'Bo jak dzieci nie chodzą na rekolekcje, to Mikołaj nie przyniesie im aż tak wypasionych prezentów, a może w ogóle do nich nie przyjdzie' – powiedział ksiądz i z żartobliwym uśmieszkiem wyszedł z naszego domu.
Mnie totalnie zmroziło, a w moje dzieci jakby strzelił piorun. Starszy może nie przejął się aż tak bardzo, bo w tym roku przeszliśmy już rozmowę o tym, że Mikołajowi trochę pomagają rodzice. Młodszy syn natomiast po wyjściu księdza dosłownie wybuchnął płaczem i zaczął się upewniać, że zabiorę go do kościoła na rekolekcje. Dlaczego księża w taki sposób psują dziecięcą radość z tego zbliżającego się czasu? Takim zachowaniem, zamiast zachęcić, to tylko wystraszył dziecko, a mnie zniechęcił do wizyt w kościele.
Teraz od kilku dni tłumaczę synowi, że Mikołaj na pewno go odwiedzi. Owszem, przytakuję, że możemy iść na rekolekcje, jeśli tylko czas nam na to pozwoli. Ale gdybyśmy tam nie dotarli, w święta i tak pod choinką pojawią się prezenty. Jestem oburzona, że można w ogóle wpaść na pomysł takiego zastraszania" – kończy swojego maila oburzona Justyna.