Współczesnym rodzicom bardzo ciężko przychodzi patrzenie na porażki, niepowodzenia, a nawet zmagania dziecka. Z trudem słuchają o tym, że coś się nie udało, nie powiodło, czy w ogóle nie zostało wykonane. Troska i nadopiekuńczość widoczne są na każdym kroku. Matki, niczym kwoki, chronią swoje pisklęta i wciąż popełniają ten sam błąd.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mówi się, że kiedy rodzi się dziecko, rodzi się i matka. W moim odczuciu "samo" urodzenie niemowlęcia nie czyni nas matkami w żadnym tego słowa znaczeniu. Bo matką tak naprawdę nie jest tylko kobieta, która dała maluszkowi życie, ale osoba, która wychowuje, bezgranicznie kocha, troszczy się i zapewnia poczucie bezpieczeństwa.
Ruchy i kroki
Każdy ruch, każdy krok, który robimy to z myślą o nim: o dziecku. Na początku o małej i bezbronnej istocie, która bez naszej pomocy i naszego wsparcia nie jest w stanie przeżyć. Później o uroczym przedszkolaku, który dzielnie rozpoczyna nieznaną przygodę. Potem mamy buntownika, który wkracza w kolejne etapy swojego życia.
Czas płynie i niestety, ale nie możemy go zatrzymać. Wystarczy mrugnięcie, a niemowlę, które dopiero przyszło na świat, przemienia się w 5-latka, który po "kilku dniach" staje się 10-latkiem. Dzień mija za dniem, miesiąc za miesiącem a rok za rokiem. Szybko, zdecydowanie za szybko.
Robię to dla ciebie
Dzieci są naszymi spełnionymi marzeniami, oczkami w głowie i największymi pragnieniami. My, matki, mamy taką niesamowitą umiejętność zapominania o tym co złe, smutne i krzywdzące. W naszej głowie kumulują się jedynie piękne, słodkie i bajeczne wspomnienia.
Szczęście, spełnienie i poczucie bezpieczeństwa naszych dzieci są dla nas najważniejsze. Czasami aż do przesady. Kiedy odbieram syna z przedszkola, przyglądam się i bacznie obserwuję. Ostatnio zauważyłam coś, co wzbudziło we mnie mieszane uczucia.
Rodzice niemalże jak mantrę powtarzają: – Daj, zrobię to za ciebie. Chodź, pomogę ci.
Mówią to jak zaklęci, bez zastanowienia. Kilka dni temu przyglądałam się maluchowi, który próbował założyć buty, takie na rzepy. Szło mu całkiem nieźle, ale potrzebował chwili. Matka nie miała zamiaru czekać i w mig wyręczyła go w wykonaniu zadania.
Kolejna nie pozwoliła córce nieść plecaczka, tylko niemalże wyrwała go jej z ręki, argumentując tym, że na pewno nie da rady z nim dojść do samochodu. Toż to absurd.
To oczywiście dopiero początek. Matki wyręczają dzieci w obowiązkach domowych, zdarza się, że niemalże same rozwiązują zadane prace domowe. Sprzątają za dzieci pokoje i zbierają porozrzucane po podłodze brudne ubrania.
Chcą źle? Nie sądzę, a raczej jestem święcie przekonana o tym, że mają dobre intencje. Ale dlaczego nie myślą o konsekwencjach? O tym, że odbierają dziecku możliwość nauki samodzielności i zaradności. Że zabierają pewność siebie i poczucie własnej wartości. Że pod własnym dachem wychowują pokolenie, które wyginie, bo samo nie poradzi sobie w życiu. Takie pokolenie niesamodzielnych ciamajd.
Co o tym sądzisz? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl