Wycieczki szkolne są nieodłącznym elementem edukacji. Integrują, uczą samodzielności, zaradności i rozwijają ciekawość świata. Tak to wygląda w teorii, a jak jest w rzeczywistości? Okazuje się, że to, co dzieje się na wycieczkach szkolnych, pozostawia wiele do życzenia. Odezwała się do nas Małgosia, która nie kryje swojego oburzenia i otwarcie mówi o tym, co miało miejsce na szkolnym wyjeździe jej syna.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wycieczki klasowe są okazją do oderwania się od szkolnej rzeczywistości. Kilkudniowe wyjazdy najczęściej organizowane są dwa razy w roku (raz w semestrze zimowym i raz w letnim). Do tego dochodzą wyjścia do kina, teatru, wyjazdy do pobliskich centrów kultury czy sal zabaw.
Mam żal
"Jestem zła, wściekła i rozgoryczona. Negatywne emocje, które narosły we mnie po ostatniej wycieczce mojego syna Antka, ucznia trzeciej klasy, nie dają mi spokoju. Kłębią się, kumulują i nie mogą znaleźć ujścia.
Zawsze popierałam szkolne wyjazdy, bo wierzyłam, że są nie tylko świetną okazją do nauki, ale także rozrywki i integracji. Niestety to, co wydarzyło się tym razem, to już lekka przesada.
Antek wrócił do domu osłabiony. Kiedy wysiadał z autobusu, dostrzegłam, że jest nie w formie. Miał zmęczone oczy, zaczerwieniony nos i kichał raz za razem. Wieczorem pojawił się stan podgorączkowy i ból gardła. Od trzech dni leży w łóżku i nie czuje się najlepiej. Chyba nie muszę pisać, że opuszcza szkolne zajęcia i ma zaległości.
Co się okazało? Antoś chodził bez czapki, bo gdzieś mu się zapodziała i nawet nie miał czasu jej znaleźć. Była na dnie plecaka, przygnieciona kanapkami i innymi przekąskami.
Pytam: gdzie byli opiekunowie? Dlaczego nikt się nawet nie zainteresował (tak, wiem, bo dopytałam Antka), dlaczego cały dzień mój syn chodził bez czapki. Jesień, temperatura na dworze pozostawia wiele do życzenia, a tu taka sytuacja.
Od nauczycieli i wychowawców wymagam odpowiedzialności i należytej opieki nad dziećmi. Niestety, bardzo mnie zawiedli. Mój syn wrócił z wycieczki przemęczony, zmarznięty i chory. Wyjazd, na który wydałam niemałe pieniądze, nie sprawił mu żadnej radości. Miłych wspomnień brak.
Zastanawiam się, czy opiekunowie w ogóle zauważyli, że Antek nie ma czapki, że jest osłabiony i zasmarkany? A jeśli tak, to dlaczego zlekceważyli sytuację i uznali ją za niewartą uwagi?
Zamiast słuchać o miłych wspomnieniach z wycieczki, niesamowitych przygodach i fajnych atrakcjach, patrzę na smutnego, zmęczonego i przeziębionego syna.
Nie godzę się na taki poziom opieki i nie zamierzam milczeć. Nie będę udawała, że wszystko jest w porządku. Moje dziecko nie zostało potraktowane tak, jak powinno. W moim odczuciu nauczyciele nie zapewnili mu wystarczającej opieki. Wkradła się nieodpowiedzialność i zaniedbanie. Tylko dlaczego to musiało akurat spotkać mojego syna?".
Niejednoznaczna sytuacja
Przypuszczam, że też miałabym żal i pretensje do nauczycielek, ale czy byłyby one słuszne? Owszem, dzieci są roztargnione, szalone i nie do końca odpowiedzialne. Zapominają, gubią i bagatelizują różne sprawy.
Jednak uczeń trzeciej klasy nie jest już małym dzieckiem, które na każdym kroku potrzebuje prowadzenia za rękę. Przecież w każdym momencie chłopiec mógł podejść do wychowawczyni i poprosić o pomoc w znalezieniu czapki, a z tego co przeczytałam, tego nie zrobił.