"Dzieci to najwspanialsza rzecz, jaka cię może w życiu spotkać", "Pospiesz się, bo zaraz na macierzyństwo to będzie za późno", "Jesteś już po ślubie, no to teraz czas na dzieci" – słyszą bezdzietne kobiety niemalże na każdym kroku. A czy ten ktoś, kto kieruje w naszą stronę takie słowa, choć przez chwilę zastanowił się, z czego wynika obecny stan rzeczy? Dlaczego tak mało mówi się o tym, że połączenie macierzyństwa z pracą zawodową to coś jak orka na ugorze. Dlaczego nikt nie wspomina o nieprzespanych nocach, wyzwaniach w życiu zawodowym i łzach, które wylewają się jak z wiadra?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Matki doświadczają w życiu wielu przykrych, trudnych i niezrozumiałych sytuacji. Czasami odnoszę wrażenie, że dokuczanie i nieżyczliwość są naszym sportem zawodowym, a każdy chce stanąć na podium. "Przestań narzekać, na pewno nie masz tak ciężko", "Może powinnaś popracować nad lepszą organizacją?" – pada z ust "serdecznych" obserwatorów.
Rollercoaster
Połączenie macierzyństwa i życia zawodowego (do którego przecież trzeba po macierzyńskim czy wychowawczym wrócić) to mieszanka wybuchowa. To coś, jak wrzucenie mentosa do coli. Ten, kto próbował, ten wie, co mam na myśli.
To coś jak przejazd kolejką górką bez zapiętych pasów bezpieczeństwa. Na prostej jeszcze jakoś daje radę się utrzymać, ale na zakręcie dzieje się istne szaleństwo. "Pierwsze miesiące są najtrudniejsze, a potem to z górki" – usłyszałam. Uwierzyłam, miałam nadzieję, że z czasem będzie lepiej. No i co? Gówno prawda (przepraszam).
Jest inaczej, ale czy łatwiej? No, niekoniecznie. Matki wylewają morze łez, skrywają się w kącie i ukrywają swoją bezsilność. Udają, że są dzielne, waleczne i zaradne, a tak naprawdę niekiedy nie są w stanie wyjść na prostą. A połączenie życia zawodowego z macierzyństwem to wyższa szkoła jazdy. Zdanie takiego egzaminu graniczy z cudem.
Ale o tym nie mówi się na głos, no bo po co? Przecież bycie matką to w opinii publicznej powód do szczęścia i nieograniczonej niczym radości. Owszem, ale nie tylko.
Matka udaje się do pracy
40 godzin pracy tygodniowo, czasami i więcej. Biegiem do domu, do garów, sterty prania i prasowania. Matka wieczorem nie kładzie się na kanapie z pilotem w ręku, a szykuje obiad na kolejny dzień, sprawdza pracę domową, odkurza, myje podłogę i na koniec pada ze zmęczenia.
Tymczasem okazuje się, że nie tylko macierzyństwo jest wykańczające, ale i praca zawodowa. Po ponad 40 godzinach pracy w tygodniu Polacy są przemęczeni i nie mają motywacji – wynika z badania "Bezpieczni w Pracy 2024".
Przebadano 1034 pracowników (bez kadry zarządzającej) i 200 pracodawców – właścicieli firm, partnerów czy członków zarządu. Co się okazało? Po pierwsze, przedsiębiorcy deklarują prawie trzy godziny pracy więcej tygodniowo. Po drugie, pracownicy, jak i pracodawcy wskazywali na brak motywacji, niechęć do pracy czy odliczanie czasu do jej końca.
Spędzamy w biurze więcej, niż wynika z zeszłorocznych danych Eurostatu 2023. Okazało się wówczas, że Polki i Polacy poświęcają średnio 39,3 godzin tygodniowo na obowiązki służbowe, co czyni nas jednymi z najdłużej pracujących w Europie. Wyprzedzają nas jedynie Grecy i Rumuni.
Pracownicy częściej w porównaniu do pracodawców zmęczenie wiązali z nadmiarem zadań, kwestiami fizycznymi oraz wypaleniem zawodowym. Pod pojęciem pracowników kryją się też kobiety, matki, które kończąc jedną pracę i zaczynają drugą. Matki, które siedzą w kolejce górskiej i próbują nie wypaść na zakręcie. Z jakim skutkiem? Różnym.
Czy matki żałują swojej decyzji po latach? Śmiem wątpić. Czy potrzebują wsparcia, zamiast słowa krytyki? Zapewne. Czy zamiast oceniać, lepiej zrozumieć, że połączenie macierzyństwa z pracą zawodową to istny armagedon? Dokładnie. Bo bycie matką i pracownicą na pełen etat to sytuacja nie do pozazdroszczenia.
Matki są przemęczone, przepracowane i wypalone. Niekiedy nie potrafią złapać równowagi, chwieją się na własnych nogach. Dają upust swoim emocjom i frustracjom. Pękają, ale chyba nie ma się czemu dziwić.