Sezon jesienno-zimowy to trudny czas dla rodziców przedszkolaków, bo dzieci wtedy częściej chorują, budując odporność. Napisała do nas Monika, która jest oburzona pomysłem na to, jak ograniczyć infekcje u kilkulatków w przedszkolu jej dziecka. Rodzice wymyślili, że będą izolować dzieci od zimna i spacerów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Mój syn jest już kolejny rok przedszkolakiem: obecnie chodzi do grupy 5-latków i widzę, że po 2 latach jego odporność wreszcie się trochę ustabilizowała. Nadal trochę choruje w sezonie infekcyjnym, ale nie jest tak jak na początku, że co chwila wracał do domu z kaszlem, katarem albo gorączką. Dzięki temu, że tych chorób jest mniej (na razie tylko jedna od początku roku szkolnego), czuję ogromną ulgę" – zaczyna swoją wiadomość Monika.
"Wcześniej starałam się dbać o odporność syna, suplementował witaminę D, dużo przebywaliśmy na świeżym powietrzu, skupialiśmy się na zdrowym żywieniu i aktywności fizycznej. Dlatego, kiedy w tym roku to zaczęło przynosić efekty, widziałam różnicę gołym okiem: 2 lata temu od września do grudnia syn był w przedszkolu łącznie pewnie ze 3 tygodnie.
W grupie syna nie jest jednak tak wesoło, bo od początku roku szkolnego co chwila pojawiają się informacje o jakichś chorobach na rodzicielskiej grupie. Widać to też codziennie rano, kiedy zaprowadzam go do sali, w której jest zawsze tylko garstka dzieci, choć do grupy zapisanych jest ich 23. Zresztą tak jak mówiłam, na Messengerze ciągle pojawiają się pytania, czy inne dzieci też mają jakieś wirusówki, zapalenia oskrzeli, gorączki i innych dolegliwości".
Będą siedzieć w sali
Mama 5-latka opowiedziała o pomyśle rodziców na to, jak poradzić sobie z chorobami w placówce: "Ostatnio na tablicy informacyjnej pojawiła się kartka o tym, że od listopada dzieci 3 razy w tygodniu będą miały zajęcia sensoryczne, więc trzeba zrobić składkę na produkty, które będą wykorzystywane. Była cała lista produktów papierniczych i spożywczych, z których dzieciaki będą robiły prace plastyczne, eksperymenty itp.
Z jednej strony ucieszyłam się, bo to zawsze coś nowego i ciekawego, ale bardzo zdziwiła mnie liczba zajęć. Aż 3 razy w tygodniu to dość sporo, więc spytałam z ciekawością nauczycielkę, czy chce im się organizować tak duże przedsięwzięcie. Pani odparła, że przecież coś z dziećmi muszą robić, a od listopada wchodzi zasada, że przedszkolaki będą mniej przebywać na dworze i na spacerach, a więcej na tych zajęciach sensorycznych.
Ta informacja dosłownie mnie znokautowała. Dlaczego niby mają mniej przebywać na dworze? Przecież w listopadzie i grudniu nie będzie tylko deszczowych dni i spokojnie przy niższych temperaturach również można spacerować czy bawić się w ogrodzie i na placu zabaw. Nauczycielka wzruszyła tylko niezadowolona ramionami, twierdząc, że tak postanowili rodzice. Wynika to ze zbyt wielu chorób wśród dzieci, więc teraz, zamiast się dotleniać, dzieciaki będą całe dnie kisiły się w sali.
Sensoryka i zajęcia plastyczne brzmią świetnie, ale to oburzające, że organizuje się je kosztem aktywności na świeżym powietrzu. To wszystko wina przewrażliwionych matek, które nie rozumieją, że takimi metodami jeszcze bardziej szkodzą odporności swoich dzieci. Przecież siedząc całe dnie w sali, maluchy się nie dotleniają, a dodatkowo kilka godzin przebywają w zamkniętym pomieszczeniu, w którym bakterie i wirusy sobie cały czas krążą. Tylko patrzeć, aż dojdzie do kolejnej fali zachorowań wśród kilkulatków" – prognozuje mama przedszkolaka.
A wy co myślicie o takim sposobie dbania o zdrowie przedszkolaków? Izolowanie ich od świeżego powietrza i aktywności na dworze nie wydaje się być dobrym pomysłem. Czekam na wasze opinie pod mailem: martyna.pstrag-jaworska@mamadu.pl lub na: mamadu@natemat.pl.