Dzieci, które chodzą do żłobka to zwykle maluchy między 1. a 3. rokiem życia, które są nagle oderwane od rodzica i potrzebują bezpieczeństwa. Według przepisów opiekunki tych dzieci nie muszą mieć ukończonych pedagogicznych studiów (tak jak jest w przypadku przedszkola), a więc formalnie nie są to nauczyciele.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przyjęło się, że o osobach, które zajmują się dziećmi w żłobku, rzadziej mówi się "opiekunki" czy "opiekunowie", a nawet "nauczycielki", bo formalnie nie trzeba mieć ukończonych studiów pedagogicznych, żeby zajmować się w takiej placówce dziećmi. Jednak rodzice i dzieci często w kontakcie z takimi opiekunkami nazywają je "ciociami".
Ta praktyka ma skracać dystans, sprawiać, że dzieci będą czuły się bezpiecznie, swobodnie i pewnie. Jednak ten pomysł ma tylu zwolenników, co przeciwników. Ci, którzy popierają metodę, uważają, że dzięki zwracaniu się do opiekunów w sposób ciepły i bezpośredni, budujemy przyjacielską relację i pokazujemy maluchom, że żłobek jest miejscem, gdzie dzieci są bezpieczne i zaopiekowane.
Z drugiej strony przeciwnicy zaznaczają, że mówienie do obcych kobiet "ciociu" sprawia, że dzieci nie wiedzą, kto jest ich prawdziwą rodziną. Poza tym obdarzają bezgranicznym zaufaniem całkiem obce osoby, które czasami mogą mieć złe intencje wobec małych dzieci, którymi się zajmują. O problemie wypowiedziała się sama zainteresowana, czyli jedna z takich "cioć". Marlena Chlabicz, znana na Instagramie jako Żłobkowa Ciotka napisała na ten temat jeden z najnowszych postów.
"Z mojej perspektywy jest to próba skrócenia dystansu i wprowadzenie bardziej domowej atmosfery. Ale czy jest to konieczne? Ja nigdy nie lubiłam być nazywana żłobkową 'ciocią', dlatego na tym profilu stosuje inną odmianę. Dodatkowo jest to forma, która może pokazywać nieprecyzyjny obraz ról społecznych, bo w końcu wychowawca w żłobku to nie rodzina" – zauważa Chlabicz na początku wpisu.
To indywidualna kwestia
W dalszej części wpisu Chlabicz zaznacza też, że wielu przeciwników nazywania opiekunek ciociami sprawia, że umniejszamy ich zawodowi i sprawiamy, że taka osoba jest postrzegana jako nieprofesjonalna. Z perspektywy osoby, która ma np. wykształcenie pielęgniarskie, położnicze czy opiekuna dziecięcego (bo m.in. takie wykształcenie trzeba mieć, by zostać opiekunem w żłobku), mówienie w pracy do niej "ciociu" faktycznie może być w jej odczuciu umniejszaniem jej roli.
Są jednak osoby, które będą wolały, żeby tak do nich mówić, bo to właśnie skróci dystans i pozytywnie wpłynie na ich współpracę z rodzicami czy samym maluchem. Dlatego podczas zapisywania dziecka do żłobka warto zapytać dyrekcję i opiekunów, jakie praktyki panują w placówce. Zanim zdecydujemy się na żłobek, dobrze jest wiedzieć, jakie w nim są przyzwyczajenia w kwestii zwracania się do opiekunów i czy nam jako rodzicom to odpowiada.
Każdy rodzic ma prawo mieć do tego indywidualne podejście: jedni będą zadowoleni, że dziecko może zwracać się do opiekunek "ciociu", a innym będzie zależało na tym, by był zachowany dystans i profesjonalizm. Nie ma na to jednej złotej rady, warto być otwartym elastycznym i przy każdym dziecku podchodzić indywidualnie do tej kwestii.