To, jak odżywiają się nasze dzieci, w dużej mierze zależy od nas samych. Jeśli w domu nie ma zwyczaju jedzenia zdrowych posiłków, warzyw czy ryb, kilkulatek być może sam nie zechce po nie sięgnąć. A co, jeśli dziecko samo chciałoby czegoś spróbować, ale to rodzic blokuje mu taką możliwość? Przeczytajcie opowieść Agaty.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Co jakiś czas w mediach wybuchają awantury o to, jak dzieci zachowują się w miejscach publicznych, m.in. w restauracjach. Niejednokrotnie sama wstydziłam się iść do jakiegoś lokalu z moimi córkami, bo obawiałam się krzywych spojrzeń czy nieprzyjemnych komentarzy o tym, że są zbyt głośne albo jedzą, brudząc wszystko dookoła" – pisze w liście do redakcji Agata.
"Oczywiście zawsze starałam się je uczyć dobrych manier, ale wiadomo – to są tylko dzieci, ich zachowanie bywa różne. Niestety ostatnio, będąc na spotkaniu z rodziną i przyjaciółmi, byłam świadkiem sytuacji, która jest jeszcze gorsza niż rozbrykane kilkulatki w knajpie. Byli z nami znajomi, którzy mają dwójkę dzieci w podobnym wieku do moich córek. Liczyłam na to, że dzieci szybko zjedzą i zajmą się wspólną zabawą i rozmowami (przy stole albo w kąciku zabaw).
Po przyjściu na miejsce spotkania o umówionej godzinie już wiedziałam, że nie wszystko będzie tak miłe i idealne. Jedna ze znajomych siedziała przy stole z kartą dań i z nietęgą miną przewracała kartki. Kiedy siedliśmy z mężem obok, od razu spytała, co będą tutaj jadły nasze dzieci. To miejsce, które specjalizuje się w tradycyjnej polskiej kuchni, ale z nutą nowoczesnej wariacji. Byłam pewna, ze dziewczynki chętnie zjedzą jakąś zupę albo kluseczki ziemniaczane z dodatkami, które już kiedyś tam jadły".
Tylko frytki i kurczak
Nasza czytelniczka opowiedziała o posiłkach, jakie znajoma zamówiła swoim dzieciom: "Generalnie moje córki nie są bardzo wybredne, od małego jedzą większość rzeczy, które im podaję, a w naszym domu je się dużo warzyw, kasz, ryb, czyli rzeczy, których wiele dzieci nawet nie chce nawet spróbować. Zawsze byłam wdzięczna za to, że nie trafiły mi się niejadki i chętnie z razem z dziewczynkami często próbuję nowych rzeczy.
Znajoma jednak oznajmiła, że jej dzieci jedzą w restauracjach tylko frytki z nuggetsami, bo inne dania mogą być dziwnie przyprawione lub podane w sposób, który jej dzieciom nie będzie odpowiadał. Było to dla mnie zaskoczeniem, ale to jej dzieci, więc nie zamierzałam się wtrącać. Kiedy wszyscy już byli obecni i zamówiliśmy posiłki, przekonałam się, że to nie w dzieciach znajomej leży problem, a w niej samej.
Chłopiec i dziewczynka dostali po porcji rosołu (bo to była wg ich mamy jedyna 'bezpieczna' opcja), który na tle dań innych dzieci wydawał się lichy. Wszystkie kilkulatki zajadały się warzywami, kluseczkami, a nawet pieczoną rybą. Tylko jej były niepocieszone: nie wiem, czy dlatego, że w karcie nie było nuggetsów, czy dlatego, że miały zwykły rosół.
Pomyślałam, że gdyby spytała dzieci, one pewnie w otoczeniu innych kilkulatków chętnie spróbowałyby czegoś nowego. Widać było po nich, że trochę zazdroszczą innym bardziej wymyślnych dań. Jeśli jednak ich mama nie daje im wyboru, tylko z góry stwierdza, że jej dzieci nie zjedzą nic innego, jak te kilkulatki mają nie być niejadkami?" – zastanawia się mama dwóch dziewczynek.