Chcemy być idealne, zaradne i doskonale zorganizowane. Jednym słowem: perfekcyjne. Bierzemy na swoje barki coraz więcej, dokładamy sobie kamieni do plecaka i udajemy, że z lekkością i wdziękiem zdobywamy szczyt. A w środku toczymy walkę, płaczemy, drżymy i modlimy się, by przetrwać. Skąd w nas, matkach, taka zawziętość? Dlaczego chcemy pokazać, że nasze życie ocieka słodyczą?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nie mamy dla siebie litości. Myślimy, że jesteśmy niezniszczalne, nieugięte i doskonale zaprogramowane. Dlaczego? Ano może dlatego, że przyjęło się, że matka na urlopie macierzyńskim "tylko" zajmuje się dzieckiem. A może dlatego, że ktoś wpadł na pomysł, by ten trudny czas nazwać w ogóle urlopem.
Urlop? Nie sądzę
Urlop to czas błogiego lenistwa. Wylegiwanie się pod palmami, leżenie na piaszczystej plaży i zajadanie się egzotycznymi owocami. Równie dobrze mogą to być wakacje nad Bałtykiem czy niezapomniana wyprawa na camping.
Jedno jest pewne, urlop macierzyński z odpoczynkiem i wakacjami nie ma nic wspólnego. To kilka tygodni połogu, które okupione są bólem, krwawieniem i bezsilnością. To mieszanka hormonów, która opanowuje nasze ciało i umysł. Potem ból fizyczny ustaje, ale czy możemy już mówić o odpoczynku? Wątpię, by nieprzespane noce, tulenie, bujanie i noszenie na rękach można było tak nazwać.
Jakoś nieustanny brak czasu, pęd i próbę pogodzenia macierzyństwa z ogarnianiem domu trudno mi przyrównać do wczasów w Ciechocinku. Urlop macierzyński to dla wielu kobiet jeden z trudniejszych okresów w życiu. To płacz w poduszkę, kiedy nikt nie widzi, to wycie do księżyca w samym środku nocy. To mnóstwo emocji, niezrozumienia i żalu.
Przeżywamy wiele, ale w samotności, w ukryciu. Schowane pod kołdrą, zamknięte w łazience. Dlaczego?
Jest pięknie! Czy aby na pewno?
Na zewnątrz udajemy niezniszczalne. Nie prosimy o pomoc i twierdzimy, że nie potrzebujemy wsparcia. Jesteśmy zaprogramowane, tryb: działanie. Robimy to, co do nas należy. Nie skarżymy się, nie użalamy się nad sobą. Wszystkich dookoła zapewniamy, że jest super, cool, wyśmienicie.
Zakładamy nowy dres, malujemy rzęsy i z przyklejonym do twarzy uśmiechem odprowadzamy dziecko do przedszkola. Patrzymy na jedną, drugą i trzecią mamę i chcemy być tak fajne jak ona. Nie przyjmujemy do wiadomości, że one udają, że chcą zachwycić innych perfekcją, która tak naprawdę jest zmęczeniem i bezradnością.
Dziecko prawdę ci powie
Dzieci są szczere i przejrzyste. Zdradzają tajemnice i mówią prawdę. – Proszę pani, a moja mama to przypaliła dziś mleko, a wczoraj zapomniała kupić bułek na śniadanie – usłyszałam od kolegi syna. Co w tym złego? Nic. Jednak najbardziej niepokojące i dające do zastanowienia jest zachowanie mamy, która nie uśmiechnęła się, nie zażartowała, a próbowała zatuszować całą sytuację.
– Już nie przesadzaj, jeden raz mi się zdarzyło. Zawsze przecież mamusia przygotowuje ci takie pyszne śniadanka – powiedziała.
Dlaczego się tłumaczyła? Dlaczego nie przyznała, że czasami nie daje rady, że coś ją przerasta? Ano dlatego, że społeczeństwo wymaga od mam perfekcjonizmu. A może to my same (zupełnie niepotrzebnie) od siebie jego wymagamy?
Masz ochotę coś dodać od siebie? Napisz, proszę, na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl