Kiedy zastanawiam się, gdzie u kobiet ulokowane jest poczucie humoru, to coraz częściej nabieram przekonania, że chyba w łożysku, z którym po porodzie kobiety pozbywają się dowcipu, a tym samym dystansu do samych siebie.
Tak drogie Panie. W momencie, kiedy kobieta widzi na teście ciążowym dwie kreski, jej mózg wysyła sygnał: „Haloo Poczucie Humoru - tu dla ciebie mam ciemny kącik, zarządzam izolatkę na najbliższe dziewięć miesięcy, a później się już ciebie na stałe pozbędziemy. O i już widzę te obruszone miny i głosy: - Co za bzdury. Bo dla matek bzdurą jest dowcip, żart, tekst z przymrużeniem oka. Matka to Matrona. Ikona powagi, stateczności i rozsądku. Matka nie może się śmiać z siebie. Jej nie wypada. Bo jak wypada Tak Ważnej Instytucji naśmiewać się z własnych rozstępów, rosnącego w ciąży tyłka. Co najwyżej można pochwalić się większymi piersiami.
Ale gdy partner powie z uśmiechem: - Kochanie, chodzisz jak aligator – to już jest koniec świata. – W ciąży jestem, jakbyś nie wiedział i zapomniał – pada pełen wściekłości lub żalu wyrzut. A że kobieta w ciąży faktycznie porusza się z gracją aligatora można jedynie stwierdzić w ramach kobiecej złośliwości o tej innej, która spodziewa się dziecka.
Łatwiej żyje się mając dystans do samego siebie. Łatwiej wówczas siebie zaakceptować, pogodzić się z trudnościami, a nawet porażkami. No ale zapomniałam, że matka nie może mieć trudności. Nawet poród który jest nie lada wyczynem, boli jak diabli i nie dostarcza w żadnym wypadku przyjemności nie może zostać potraktowany z przymrużeniem oka. Przecież to kobieca misja, kwintesencja roli kobiety w społeczeństwie, ba w świecie. Która powie, że darła się jak opętana, że miała dość i myślała tylko jak zwiać z sali porodowej. Co to, to nie. Trzeba podziwiać, wygłaszać ochy i achy i podkreślać, że (jakby noworodek nie był mały) wy nie bylibyście tak dzielni jak ona.
A już kobiecie – matce w ogóle ciężko dogodzić. Kiedy mowa o tym, żeby o siebie dbała, że ma prawo znaleźć chwilę dla siebie, na ćwiczenia, wyjście na basen czy spacer, to od razu pojawiają się oburzone głosy, że na kobiety nakłada się presję bycia fit, a przecież one są matkami. - Czy to nie wystarczy? Czy musicie od nas chcieć więcej i więcej – pojawią się niemal histeryczne głosy, którym wtórują: - O tak, masz rację, zgadzam się. Ale żadna nie powie: - Kocham mój gruby tyłek, a mój mąż uwielbia teraz moje wielkie cycki (o przepraszam, cycki to już nikt nie powie, zwłaszcza, gdy te cycki żywią małego człowieka). I nie chodzi o to, że ta owa ma zamiar jeść chipsy popijane colą. Tylko po prostu, śmieje się ze swojej hipopotamowej (oczywiście to każdej kobiety subiektywne zdanie) postury.
I odwrotnie, kiedy mówi się matce, żeby odpuściła, wrzuciła na luz to też jest ŹLE. Bo przecież ona nie może poleżeć z nogami do góry, musi posprzątać, wyprasować ugotować. – Przecież jestem matką, musi mi być ciężko, muszę być multitaskiem, bo na co będę się użalać, jak już odpuszczę?
Poza tym matce nie wypada na przykład biegać po kałużach i chlapać się w wodzie. Nieeee, mama jest przecież od przestrzegania: - Nie chodź. Nie wolno. Będziesz mokry. Przestań, będziesz chory. Nie pamięta, co sprawiało jej największą frajdę, gdy była dzieckiem. Że chodzenie po drzewach, zabawa w chowanego, gdzie najlepszą skrytką była szafa, to przywilej wieku – każdego wieku.
Matka nie zbłaźni się malowaniem twarzy na festynie rodzinnym, nie usiądzie na kocu na trawie. Przecież nie po to ubrała szpilki i kostium, żeby dobrze wyglądać wśród innych matek, by teraz tarzać się po trawie lub brać udział w wyścigach skacząc w worku. Matka może na ławce siedzieć wśród innych matek. Porozmawiać. Wytrzeć dziecku buzię brudną od lodów. Ewentualnie podejść i popodziwiać jakiś rysunek na chodniku. – No co ty kochanie, nie mogę ci pomóc, będę cała od kredy – mówi, gdy dziecko prosi o pomoc.
Matka nie może także uczyć się jeździć przy dzieciach na rolkach. Owszem gdzieś po ciemku i po cichu, kiedy nikt absolutnie nikt nie będzie się śmiał z jej nieporadności. A jak się już nauczy, to wtedy jako doskonała matka, powie dzieciom: - Idziemy na rolki. – Mamo a Ty umiesz jeździć. – Oczywiście odpowie z dumą. Nigdy w życiu nie pozwoli na to, by śmiały się z niej dzieci.
Nie pokaże im swoich słabych stron, które mogą stać się (nie daj Boże) przedmiotem rodzinnych anegdot. Może jedynie powiedzieć: - No ja jak byłam w twoim wieku, to już potrafiłam jeździć na rowerze. Nie opowie wszystkich śmiesznych historii, o podartych spodniach, chłopaku w którym się kochała, a który miał piegi. Nie będzie zalewać się łzami ze śmiechu mówiąc, jak z rodzeństwem rzucali się kiedyś błotem i ona się pomyliła i złapała psią kupę… Jak robiła naleśniki wycinając krążki z rozwałkowanego ciasta i zamiast posolić ziemniaki na prośbę mamy, je posłodziła.
I wreszcie z matek nie można żartować mówiąc z przymrużeniem oka o tym, jak one siebie nawzajem traktują. Nie można powiedzieć, że lubimy się chwalić swoimi dziećmi, że nierzadko wyolbrzymiamy ich umiejętności, żeby w oczach innych matek wypaść lepiej. Nie można także głośno mówić o tym, że łatwiej nam zwrócić uwagę wychowawczą drugiej matce, niż dostrzec własne błędy.
Nadal myślicie: Co za bzdury? Odpowiedzcie sobie szczerze, jak byście zareagowały na słowa bliskiej znajomej: - No wiesz, jak ty dzisiaj ubrałaś swoje dziecko?
a) Świętym oburzeniem i fochem, jak ona śmie zwracać mi uwagę
b) Agresją w stylu: - Lepiej spójrz na swoje dziecko
c) Śmiechem: - Faktycznie dzisiaj to już przesadziłam, bo córka ma fioletowe rajstopy do czerwonej spódnicy, albo ty jesteś w krótkim rękawku, a dziecko w polarze.