Pierwsze zebrania w szkołach i przedszkolach już się odbyły, a jeśli w jakiejś placówce nie miały jeszcze miejsca, to lada moment nastąpią. Wychowawcy przekazują rodzicom informacje, a ci starają się dowiedzieć jak najwięcej. Ze spotkania zorganizowanego dla opiekunów pierwszoklasistów wróciła Monika, która przyznaje, że nie tak to sobie wyobrażała.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Coraz więcej nauczycieli żali się, że rodzice nie przychodzą na organizowane przez nich zebrania. Nie mogą zrozumieć, dlaczego lekceważą takie spotkania i skąd w nich tyle obojętności? Przecież jakby nie patrzeć, chodzi o dobro ich dziecka. Z kolei rodzice, którzy pojawili się na zebraniu, denerwują się, że nie zdołali się niczego dowiedzieć. A kto jest winowajcą zaistniałej sytuacji?
Wielka niewiadoma
– Końcówka wakacji była bardzo emocjonalna. Choć to Krzyś miał zacząć swoją przygodę ze szkołą, to ja nie mogłam spać po nocach. Wyobrażałam sobie jego nową wychowawczynię/wychowawcę, myślałam o kolegach i koleżankach, z którymi będzie się poznawał. Było we mnie mnóstwo lęku i takiego wewnętrznego niepokoju. Bałam się i nie będę tego ukrywała – mówi mi Monika.
Dokładnie wiem, co ma na myśli, bo sama przeżywałam to w ubiegłym roku. Próbuję ją uspokoić, ale ona zbytnio mnie nie słucha. Widzę, że ma mi coś ważnego do powiedzenia.
Takie zebranie nie ma sensu
– Wychowawczyni zorganizowała zebranie. Fajnie, że tak od razu na początku roku, bo miałam do niej kilka pytań. Poszłam pełna nadziei, a wróciłam rozczarowana. I to nie postawą nauczycielki, a innych rodziców, którzy na początku "grzecznie" słuchali, a potem, kiedy został poruszony temat składki klasowej, dali czadu. Przekrzykiwali się, jeden przez drugiego. "Czy ta wycieczka jest potrzebna" – zapytała jedna z mam. "Ja mam czwórkę dzieci i składka 200 zł to zdecydowanie za dużo" – mówiła kolejna.
"Przecież na dzieciach nie będziemy oszczędzać, może można wpłacić w częściach?" – krzyczał z końca jeden z panów. A ja siedziałam i słuchałam. Nie odezwałam się ani słowem, bo i tak nikt nie dopuściłby mnie do głosu. Atmosfera była tak gęsta, że siekierę można by było w powietrzu powiesić – opowiada Monika.
– Wróciłam z zebrania, nie dało mi się nic ustalić. Nie dowiedziałam się niczego w kwestii obiadów, a ten temat interesował mnie najbardziej. Chciałam też porozmawiać o psychologu szkolnym, dowiedzieć się, kiedy dzieci mogą liczyć na jego wsparcie. Przez dziecinne zachowanie rodziców, wyszłam niemalże z taką wiedzą, z jaką przyszłam. Teraz muszę umówić się na rozmowę z wychowawczynią, taką w cztery oczy. "Zmarnuję" jej i swój czas, no ale co mam zrobić? Dam ci znać, co z tego wyniknie – kończy.
Doskonale rozumiem oburzenie Moniki, bo sama miałam do czynienia z taką sytuacją. Odnoszę wrażenie, że niektórzy rodzice (a są to na szczęście pojedyncze przypadki) przychodzą na zebranie tylko po to, by namącić, zdenerwować i doprowadzić do niepotrzebnego chaosu. Tak jakby kłótnie i nieporozumienia były ich pożywką i motorem napędowym. Może zacznijmy słuchać siebie nawzajem i skończmy z przekrzykiwaniem?
Jeśli masz ochotę podzielić się ze mną swoją historią, napisz, proszę, na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl