Od października 2024 roku w życie wchodzi nowe świadczenie "Aktywny Rodzic", a jednym z jego elementów jest dofinansowanie pobytu w żłobku. Rodzice się ucieszyli, że zapłacą za opiekę nad małymi dziećmi mniej, ale żłobki zaczęły podnosić opłaty. Przeczytajcie, co o podwyżce czesnego napisała nasza czytelniczka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Moje dziecko od zeszłego roku chodzi do żłobka, bo byłam zmuszona wrócić do pracy na pół etatu. Chętnie bym została jeszcze z dzieckiem w domu, ale męża i mnie nie było na to stać. W naszej okolicy jest tylko jeden publiczny żłobek, do którego niestety jest ogrom chętnych i nasza córka nie dostała się tam. Zapisaliśmy ją więc do prywatnej placówki. I tak nie było łatwo o miejsce" – zaczyna swój list mama 2-letniej dziewczynki.
"To żłobek, który ma świetną kadrę, teren z własnym ogródkiem i opłaty, które w stosunku do tego wszystkiego nie są bardzo wysokie. W zeszłym roku płaciliśmy za opiekę i wyżywienie ok. 1200 zł, z czego odchodziło nam 400 zł dofinansowania z miasta. Teraz przed wrześniem dostałam informację, że opłaty od nowego roku szkolnego wzrosną. Dyrektorka przedszkola zarządziła podwyżkę opłat do 2000 zł i poinformowała rodziców, że od tego miesiąca nie będzie już dofinansowania z Urzędu Miasta. W pierwszym odruchu byłam przerażona, bo nie stać mnie, by płacić aż tyle za żłobek córki".
Zagarnie nadwyżkę dla siebie
Mama dziewczynki ma mieszane uczucia co do podwyżek opłat: "Na szczęście od razu pojawiła się też informacja o tym, że od października wchodzi babciowe, o którym kompletnie zapomniałam. Okazało się, że opłaty wzrosną przede wszystkim z powodu tego, że nowe świadczenie dla rodziców będzie wyższe niż dotychczasowe dofinansowanie z Urzędu Miasta. Babciowe ma wynosić 1500 zł na każde dziecko, więc dyrektorka stwierdziła, że podniesie opłaty, żeby trochę podreperować żłobkowy budżet.
Rozumiem, że będę teraz płaciła mniej, bo z 2000 zł czesnego zapłacę tylko 500 zł, a wcześniej płaciłam zwykle ok. 800 zł. Okazało się jednak, że warunkiem dostania babciowego jest praca na pełnym etacie, więc będę musiała najpewniej znaleźć inne zatrudnienie.
Dodatkowo trochę wkurza mnie, że dyrektorka wymyśliła sobie taki sposób na zarobienie. Podniosła opłaty, które będzie finansował rząd, więc z jednej strony super, że rodzice nie zapłacą więcej, ale z drugiej strony tej nadwyżki pieniędzy nie dostanę do ręki, chociaż pieniądze będą przysługiwały mojemu dziecku. Tłumaczę sobie, że za ten dodatkowy budżet będzie można wyremontować salę, kupić nowe zabawki czy sprzęt dla maluchów, ale i tak uważam, że to trochę nie w porządku ze strony dyrektorki żłobka" – kończy swój list zdenerwowana czytelniczka.