"Do końca wakacji jeszcze 3 tygodnie, ale pomyślałam, że warto wcześniej zakręcić się za szkolną wyprawką. Potem są tłumy i wszystko jest przebrane, a i towar bywa zniszczony. Teraz jest tego naprawdę sporo na sklepowych półkach.
Byliśmy w markecie na zakupach i poprosiłam córkę, by przy okazji zerknęła na plecaki. Były w bardzo atrakcyjnych cenach. Ten, który się córce spodobał, kosztuje prawie 180 zł i uważam, że to mocne przegięcie. Myślę, że koło 100-120 zł już można upolować coś sensownego.
Tego dnia zobaczyłam na wieszakach pełno plecaków za ok. 60 zł. Aż krzyknęłam z zachwytu. Wyglądały porządnie, do tego miały ładne wzory. Jeden był nawet bardzo podobny do tego, który chciała córka. Hania rzuciła tylko: 'Chyba żartujesz? Chcesz, żeby w szkole się ze mnie śmiali?'.
Byłam w szoku, bo jak dla mnie płacenie dwa lub trzy razy więcej za to samo jest zupełnie bez sensu. Odpuściłam. Stwierdziłam, że potem z nią porozmawiam o tym w domu.
W drodze na parking mijaliśmy sklep z książkami, grami, artykułami papierniczymi i nagle wystrzeliła jak z procy. 'Patrz, ten chcę' – krzyczała, pokazując na plecak na wystawie. Szczerze mówiąc, moim zdaniem wyglądał dokładnie jak ten, którym chwilę temu wzgardziła.
Upierała się jednak, że to inna marka, w dodatku stara kolekcja, a ona musi mieć koniecznie ten, bo ten jest modny. Zresztą będzie wiadomo, że tamten jest marketowy i każdy będzie się śmiał. Powiedziałam, że jest zbyt drogi, a przecież jeszcze trzeba kupić piórnik, kapcie, buty, zeszyty i całą masę rzeczy do szkoły.
'Obiecałaś!' – rzuciła, zaciskając zęby. Widziałam, że łzy napływają jej do oczu. Była autentycznie zła, a ja przestałam rozpoznawać moją Hanię. Nic jej nie obiecywałam. Owszem, pokazała mi, jaki plecak jej się podoba, ale patrzyłam na wzór, a nie na cenę. Poczułam się jak człowiek, który nie doczytał małego druku na umowie.
Nie chciałam absolutnie tolerować takiego zachowania, bo jest zbyt duża, by robić takie sceny, a przede wszystkim ma 11 lat i powinna świetnie rozumieć, że pieniądze nie biorą się z powietrza. Nie miało to jednak znaczenia, najważniejsze było to, co koleżanki powiedzą. Zaczęła się nakręcać, że jej nie rozumiem, że nie dbam o nią, że nigdy o nic nie prosi, a jeden raz nie mogę jej kupić tego, co chce, że to dla niej ważne, by nie odstawać od grupy… Było mi wstyd, że tak się zachowuje. Rozkręciła niezłą aferę.
Powiedziałam, że teraz i tak nic nie kupię, a porozmawiamy, gdy się uspokoi. Tyle że nie jest lepiej. Nadal jak mantrę powtarza swoje argumenty. Naprawdę zaczynam rozumieć, jak bardzo jest to dla niej ważne. Każdy z nas był przecież pod wpływem grupy rówieśników, ale to nigdy nie kosztowało tak wiele, zarówno w przenosi, jak i dosłownie.
Dziś rozmawiamy o plecaku, a następnym razem będą drogie buty, kurtka czy iPhone. To wyznacznik bycia 'kimś'. Za każdym razem argumenty będą te same i oznacza to, że będzie afera. Współczesne pokolenie jest tak bardzo zafiksowane na materialnych rzeczach, że czuję, że wychowanie przestaje mieć znaczenie. Naprawdę dzieciaki mają do wyboru dopasować się lub zostać outsiderem?".